Wstyd, żenada, kompromitacja
Wstyd. Żenada. Kompromitacja. Hańba. Frajerstwo.
Tymi pięcioma słowami w bardzo prosty sposób można podsumować dzisiejszą grę Barcelony. Piłkarze Taty Martino rozegrali absolutnie beznadziejne spotkanie, którego zupełnie nie dało się oglądać i niesamowicie mocno utrudnili sobie drogę do mistrzostwa Hiszpanii, zawodząc także kibiców i coraz bardziej podając w wątpliwość ich pewność przed środowym meczem z Manchesterem City. Zacznijmy jednak od początku.
Dokładnie o 16:00 pan Hernández Hernández rozpoczął spotkanie na Estadio José Zorrilla. W trakcie pierwszego kwadransa spotkanie zdecydowanie nie było najlepszym widowiskiem roku. Gra toczyła się głównie w środku pola, a okazje podbramkowe były bardzo okazjonalne. W 5. minucie Manucho zbyt lekko uderzał na bramkę Valdésa, a 5 minut później Messi przeprowadził akcję w swoim stylu, jednak jego uderzenie zatrzymał golkiper gospodarzy.
W 17. minucie nadeszło to, co na wyjazdach jest prawdziwą plagą Barcelony - kataloński klub po raz kolejny stracił bramkę jako pierwszy. Po rzucie rożnym piłka po raz kolejny trafiła w pole karne gości. Futbolówka odbiła się od kilku zawodników i ostatecznie przypadkowo trafiła do Rossiego, który nie zastanawiał się długo i mocnym uderzeniem z pierwszej piłki pokonał Victora Valdésa! 0:1! Kolejne minuty nie zmieniły praktycznie niczego w obrazie gry Barcelony. Drużyna gospodarzy dominowała i czuła się na boisku po prostu pewniej, czego potwierdzeniem był na przykład świetny obrót Javiego Guerry w 27. minucie tuż pod polem karnym Barçy.
Po upływie jednej trzeciej spotkania uderzenia na bramkę z około 18-20 metrów spróbował Neymar, jednak Brazylijczyk postanowił zabawić się w Sergio Ramosa i posłał piłkę w okolice korony stadionu. Dwie minuty później Leo Messi sprytnie starał się ominąć jedengo z defensorów gospodarzy, jednak został powalony i miał świetną okazję na strzał z około 18 metrów. Argentyńczyk posłał jednak piłkę prosto w bramkarza, który nie musiał nawet wykonywać kroku. W 35. minucie przed kolejną szansą stanął Messi, który świetnie wykreował sobie sytuację, jednak piłka znów trafiła w bramkarza Valladolid. Parę sekund później prosto w Mariño z dystansu uderzył także Fábregas. Do końca pierwszej połowy w sumie nie wydarzyło się nic ciekawego. Barcelona była tragiczna, a o jej grze nie dało się powiedzieć nic dobrego.
Druga połowa rozpoczęła się od ataków Barcelony, która wyglądała na bardziej zmotywowaną. Jej starania mogły przynieść skutek już w 48. minucie, gdy Leo Messi stanął oko w oko z bramkarzem gospodarzy, jednak Mariño zatrzymał to uderzenie; warto wspomnieć, że jeden z defensorów Valladolidu umiejętnie przeszkadzał Messiemu przy tej akcji. Chwilę później fatalny błąd popełnił Valdés, który podał piłkę prosto do jednego z graczy Realu, jednak nie wynikły z tego żadne poważniejsze konsekwencje. Minuty uciekały, a Barça nie stwarzała żadnych okazji. Dopiero w 58. minucie dzięki świetnej grze na małej przestrzeni przed KAPITALNĄ szansą stanął Neymar, jednak Brazylijczyk, który strzelił hat-tricka z RPA, ponownie zapatrzył się w Sergio Ramosa i z kilku metrów posłał toczącą się po ziemi piłkę wysoko ponad bramką.
Po godzinie gry Tata Martino zdecydował się na pierwszą ze zmian. Cesca Fábregasa zastąpił Alexis Sánchez. W 65. minucie akcję przeprowadzali piłkarze Valladolidu i piłkę na 18. metrze ręką zatrzymał Gerard Piqué, za co został ukarany żółtą kartką. Sześć minut później Tata postanowił postawić wszystko na jedną kartę i zamiast Piqué wprowadził Sergiero Roberto; chwilę później Tello zmienił Neymara. W 82. minucie ręką zagrał Álvaro Rubio i Barça miała okazję z rzutu wolnego, jednak piłka została przez Messiego uderzona zdecydowanie za lekko. Chwilę później szansę na 2:0 po szybkiej akcji mieli gracze Valladolidu, jednak Óscar przeniósł piłkę tuż nad poprzeczką. Do końca meczu Barça tylko tłukła głową w mur, narażając się przy okazji na bardzo groźne kontry graczy gospodarzy.
W tym miejscu zakończę relację z tego meczu. Podsumowywanie tego meczu jest pozbawione sensu. Kto nie oglądał, niech nie żałuje i nawet nie próbuje nadrabiać zaległości. Po prostu nie warto.