Czarny kot nie przeszkodził!
W pierwszym ligowym meczu otwierającego sezon 2014/15 Duma Katalonii mierzyła się na Camp Nou z Elche. Był to oficjalny debiut w roli trenera Luisa Enrique. Jego podopieczni nie zawiedli i pewnie pokonali zespół Frana Escriby 3:0 po trzech fantastycznych trafieniach - autorem dwóch był Leo Messi, zaś jedno dołożył, również debiutujący w lidze w pierwszym zespole, Munir El-Haddadi
Pierwszy gwizdek sędziego, pierwsza minuta pierwszego oficjalnego meczu Barcelony w sezonie 2014/15, a na boiksu pojawił się... czarny kot. Czy to zły omen dla zespołu Luisa Enrique? Miejmy nadzieję, że nie. Uroczy czworonóg zaprezentował imponujące sprinty na całej długości murawy i został złapany dopiero po dwóch minutach.
Spotkanie rozpoczęło się dość spokojnie od ogromnej przewagi w posiadaniu piłki przez Blaugranę. Pierwszą groźną akcję gospodarze przeprowadzili w 5 minucie meczu, gdzie po niezłej akcji Iniesty i Munira, Messi szybko dograł do Rafinhii, jednak Brazylijczyk wdał się w drybling w obrębie pola karnego i w dogodnej sytuacji stracił piłkę. Pierwszy kwadrans to przede wszystkim bardzo aktywni: Leo Messi i Dani Alves. Pierwszy przeszywał szeregi obronne rywala prostopadłymi piłkami, a drugi często podłączał się do akcji ofensywnej, grając niemal na pozycji skrzydłowego, schodząc także na środek pola karnego w stylu niesamowitego kolegi everwake'a, którego z tego miejsca pozdrawiam.
Wraz z upływaniem kolejnych minut, wizja piłki wpadającej do siatki Przemka zdawała się zbliżać do urzeczywistnienia. Kolejne świetne szanse mieli m.in. Munir, który trafił w spojenie słupka z poprzeczką, Iniesta, który obił właśnie poprzeczkę, oraz Dani Alves będący bardzo blisko powodzenia po ciekawie rozwiązanym rzucie rożnym, jednak jego potężny strzał z 11 metrów minął słupek o kilka metrów. Po ponad pół godzinie gry stosunek posiadania piłki wynosił 80-20% dla gospodarzy, zaś podopieczni Frana Escriby z rzadka przekraczali linię środkową i nie stworzyli nawet najmniejszego zagrożenia dla bramki Claudio Bravo.
Serca cules na całym święcie na pewno radował widok aktywnego Leo Messiego. Argentyńczyk biegał, walczył w pressingu, odbierał piłki i dogrywał genialne podania do kolegów. Gdy jednak jego podania nie przynosiły skutków, sam wziął na swoje bramki ciężar gry - w 42 minucie po podaniu Busquetsa minął dwóch obrońców gości i pewnym strzałem po ziemi pokonał polskiego bramkarza, 1:0!
A już minutę później dwa ogromne błędy defensywnych piłkarzy Dumy Katalonii. Najpierw Sergio Busquets w fatalny sposób przedłużył do tyłu górną piłkę, a potem Javier Mascherano nie zdążył wbiec przed rywala biegnącego wprost na bramkę Bravo i w naiwny sposób sfaulował go. Sędzia Teixeira Vitienes nie miał innego wyjścia i pokazał Argentyńczykowi w pełni zasłużoną czerwoną kartkę! Do przerwy to Busquets zastąpił go na pozycji środkowego obrońcy, a obraz gry nie uległ zmianie.
Drugą połowę jako partner Mathieu rozpoczął już Marc Bartra, który zmienił Rafinhę, zaś Busquets powrócił na swoją nominalną pozycję. A już w po kilkudziesięciu sekundach genialnym podaniem ponad głowami obrońców dorgę do bramki otworzył Rakitić, tam zaś do piłki dopadł Munir El-Haddadi i niesamowitym, niespodziewanym uderzeniem zewnętrzną częścią lewej stopy umieścił piłkę w siatce, podwyższając tym samym prowadzenie na 2:0!
Interesujące na pewno było ustawienie, w jakim w defensywie ustawiali się gospodarze, bowiem była to gra klasyczną czwórką pomocników, z Munirem, który przesuwał się na pozycję lewego pomocnika, zaś z przodu zostawał sam Leo Messi. W ataku natomiast, wszystko wracało do normy i El-Haddadi ustawiał się na placu gry wyżej, niż strzelec pierwszej bramki.
Po około godzinie gry przyszedł czas na koncert gry Messiego. Najpierw dwukrotnie bardzo mocno popracował w obronie, raz efektownie odbierając piłkę rywalowi, chwilę później przeprowadził rajd, gdzie minął w genialny sposób trójkę rywali, a zatrzymał się dopiero na czwartym, który go faulował. W 64 minucie natomiast można było poczuć ciarki na plecach, gdy Messi otrzymał piłkę od Alvesa w polu karnym i, w sobie tylko znany sposób, znalazł drogę między rywalami najpierw dla siebie, a chwilę później dla piłki. Zahipnotyzował wszystkich, a strzelił palcami i pozwolił się obudzić dopiero, gdy futbolówka zatrzepotała w siatce Tytonia! Golazo! 3:0!
W kolejnych minutach wicemistrzowie Hiszpanii starali się przede wszystkim uspokajać grę w środkowej części boiska, a także nieco częściej pozwalali dojść do głosu rywalom, którzy jednak nie stwarzali żadnych groźnych sytuacji, do czego także przyczyniała się inteligentna i cierpliwa gra gospodarzy w defensywie, którzy maksymalnie zacieśniali pole gry i dobrze przesuwali się całymi formacjami.
Do ostatniego gwizdka sędziego Barcelona swoimi wymianami podań jedynie "zabijała mecz", co ciekawe, pod nieobecność Xaviego. Ani Pedro, ani Sergi Roberto, wprowadzeni w drugiej części, niczym się nie wyróżnili, jednak Kanaryjczyk w ostatnich sekundach miał szansę na podwyższenie rezultatu - jego strzał wybronił jednak Tytoń. Faktem stało się pierwsze oficjalne zwycięstwo Dumy Katalonii pod batutą Luisa Enrique. Znakomity debiut ligowy odnotował autor jednej z bramek, Munir. Obok niego w świetny sposób zaprezentował się Leo Messi, który sprawiał wrażenie zupełnie odciętego od wydarzeń z poprzedniego sezonu. Argentyńczyk biegał, walczył, spełniał założenia taktyczne Luisa Enrique, a także zdobył dwie piękne bramki po dwóch indywidualnych akcjach.
Na koniec, chciałem jeszcze raz pozdrowić kolegę everwake'a, tak bez okazji.
Bramki:
1:0 - Messi, 42'
2:0 - Munir, 46'
3:0 - Messi, 64'
Kartki: 43' - Mascherano (czerwona); 55' - Pasalić (żółta)
Składy:
FC Barcelona: Bravo - Alves, Mascherano, Mathieu, Alba - Busquets, Rakitić, Iniesta (78' - Sergi Roberto) - Messi, Munir (67' - Pedro), Rafinha (46' - Bartra)
Elche: Tytoń - Suarez, Lomban, Pelegrin, Albacar - Pasalic (81' - Adrian), Mosquera, Rodrigues, Corominas (66' - Fajr), Jose Angel (54' - Alvaro) - Jonathas
Sędzia: Fernando Teixeira Vitienes
Widzów: 68105