Wyjazdowa manita na Estadio Ciudad de Valencia
Większość z was pewnie oglądała mecz jednym okiem, a niektórzy może nawet nie widzieli go w ogóle. Wiadomo, niecodziennie Polska wygrywa Mistrzostwa Świata (w czymkolwiek), jest to więc oczywiście w pełni usprawiedliwione, jeśli w niedzielę Barcelona zeszła na drugi plan. Ja sam oglądałem mecz na laptopie, chociaż potem zobaczyłem go po raz drugi, tutaj. Jak więc wyglądało spotkanie na Estadio Ciudad de Valencia?
Mecz zaczął się dość niemrawo - na początku (19', 20' i 25' minuta) kilka dobrych sytuacji zmarnował Neymar (po podaniach Daniego Alvesa, Iniesty i Mascherano), jednak to właśnie on otworzył wynik spotkania w 34. minucie. Świetnym podaniem do młodego Brazylijczyka popisał się naturalnie Leo Messi, którego cofnięcie na pozycję pomocnika można już uznać za fakt dokonany, a przy okazji bardzo pozytywny, bowiem Argentyńczyk w tym sezonie nie miał udziału tylko w trzech golach zdobytych przez Barcelonę. Zobaczcie zresztą sami:
Bramka Neymara była tylko początkiem emocji, bowiem już chwilę potem, na pięć minut przed regulaminowym końcem pierwszej połowy faulowany w polu karnym był Messi, a Loukas Vyntra ujrzał czerwoną kartkę. Na temat słuszności tej decyzji opinie są podzielone, jednak najbardziej trafne wydaje się określenie "zgodnie z przepisami ale niezgodnie z duchem gry", ponieważ Leo faktycznie wychodził na pozycję sam na sam, jednak gdyby sędzia poprzestał na karnym, to nikt raczej by się nie przyczepił. Ale mecz trwał dalej, nie było czasu na rozstrząsanie sytuacji, bo już do piłki podchodził niezawodny Argentyńczyk, już przymierzał tak, jak robił to wiele razy przedtem i... spudłował. Nie wiadomo kogo zdziwiło to bardziej - kibiców czy samego zawodnika. Obstawiałbym jednak, że to Leo był bardziej zszokowany czy raczej należałoby powiedzieć - wkurzony, bo na drugą połowę wyszedł niezwykle zmotywowany i z niesamowitą ilością pozytywnej sportowej złości, której tak brakowąło nam u niego w poprzednim sezonie.
Zanim jednak to nastąpiło, w 44' minucie potężną bombą z dystansu bramkarza Levante pokonał Ivan Rakitić, strzelając tym samym swojego pierwszego oficjalnego gola w barwach Dumy Katalonii.
Pierwsze istotne wydarzenie drugiej części spotkania to lekka kontuzja (a jak póżniej się dowiedzieliśmy - ryzyko odnowienia kontuzji) Neymara i po lekkiej sprzeczce, jego zmiana za młodego Sandro Ramiresa. Zmiana, jak się okazało, bardzo dobra, bowiem chyży młodzian umieścił piłkę w siatce już 6 minut po swoim wejściu, w 57. minucie - rzecz jasna po asyście Leo. O dziwo, przy stanie 3:0 kolejną zmianą było wejście Xaviego za... Busquetsa, a już dwie minuty później (64') mogliśmy cieszyć się z czwartej bramki. Tym razem gola zdobył naprawdę słabo dysponowany tego dnia Pedro. W 71' Andresa Iniestę zastąpił na boisku Sergi Roberto, ale klasycznie nie popisał się niczym specjalnie widowiskowym. Idealnym podsumowanie wieczoru było jednak ostatnie trafienie. Po fatalnym błędzie Jesus'a (bramkarz Levante), Leo Messi wymanewrował obrońców przeciwnika i z łatwością przelobował bramkarza gospodarzy. Mistrzostwo.
Na koniec jeszcze garść statystyk*. Barcelona miała przewagę w posiadaniu piłki na poziomie 75%, notując przy tym 744 celne podania (92% całości). Najwięcej podań (123) zanotował Ivan Rakitić, a po nim Dani Alves (89) i Leo Messi (80). Największą celność natomiast mieli Andres Iniesta i Javier Mascherano - 99% przy 74 i 71 podaniach. Przy okazji, Leo Messi zanotował setną ligową asystę i swojego 399 gola.
Bramki strzelali dziś:
0:1 Neymar 34'
0:2 Rakitić 44'
0:3 Ramirez 57'
0:4 Pedro 64'
0:5 Messi 77'
*Statystyki według www.whoscored.com i www.fourfourtwo.com