Koszmaru ciąg dalszy...
Fatalna passa Barcelony trwa w najlepsze (a w zasadzie w najgorsze): po porażkach z Realem Madryt na Camp Nou, z Realem Sociedad na Anoeta i odpadnięciem w kiepskim stylu z Ligi Mistrzów, Duma Katalonii zaprzepaściła kolejną szansę powrotu na zwycięski szlak. Tym razem z trzech punktów na Camp Nou mogła się cieszyć Valencia. Na samobójczego gola Rakitica i trafienie Santiego Miny odpowiedział jedynie Leo Messi i w ten sposób podopiecznym Luisa Enrique z bezpiecznej przewagi nie pozostało już nic.
Barcelona rozpoczęła pojedynek z animuszem pokazując, że ambicji tej druzynie wciąż nie brakuje. Już w 7. minucie na tablicy powinien pokazać się wynik 1:0, ale Messi po dośrodkowaniu Suareza z lewej strony przegrał pojedynek z Diego Alvesem. Za chwilę po zagraniach na jeden kontakt Messiego i Rakitica szczęścia sprzed szesnastki szukał Suarez, ale posłał piłkę obok bramki. Jeszcze lepszą sytuację miał w 12. minucie Neymar. Messi błyskawicznym, długim podaniem wznowił grę z rzutu wolnego ze środka boiska. Do piłki w polu karnym dopadł Brazylijczyk i tam próbował przelobować rodaka, który jednak sięgnął zbyt nisko podbitą futbolówkę.
Goście odpowiedzieli na poważnie w 17. minucie. Świetnym prostopadłym podaniem między Mascherano a Albę popisał się Enzo Perez. Piłkę przejął Rodrigo i uderzył płasko na bramkę Bravo, ale pomylił się o jakieś pół metra.
Po pięciu minutach Blaugrana powinna mieć na koncie bramkę po zaskakująco rozegranym rzucie rożnym. Rakitic dośrodkował na krótki słupek, gdzie znalazł się... Mascherano. Argentyńczyk przedłużył piłkę na środek, a Luis Suarez dosłownie z dwóch metrów (albo i mniej), będąc na wprost bramki, posłał piłkę nad poprzeczką.
Ataki Barcelony nie ustawały. I tak już w 25. minucie gospodarze wypracowali sobie sytuację strzelecką po... kontrataku. Bravo błyskawicznym wykopem do Neymara wznowił grę, tn przytrzymał piłkę i zostawił ją na 25 metrze Messiemu, którego precyzyjne uderzenie w znakomitym stylu sparował Alves. Z tego Valencia wyprowadziła... własną kontrę. Parejo zagrał do Andre Gomesa, ten do obiegającego środkiem przez pole karne Siqueiry, który od razu próbował zagrać na środek. Podążający za nim Rakitic starał się wślizgiem zablokować podanie, ale piłka odbiła się od jego nóg tak niefortunnie, że zmieniła kierunek lotu i wpadła do siatki przy krótkim słupku obok kompletnie zaskoczonego Bravo.
Barcelona swoje szanse stworzyła w odstępie minuty, między 37. a 38. Najpierw głową z trudnej pozycji obok bramki uderzał Rakitic, a następnie Messi po genialnym podaniu z głębi pola (notabene całkiem w stylu Leo) od Alby, lecz ponownie górą w bezpośrednim starciu okazał się portero Valencii.
Kiedy wydawało się, że takim rezultatem zakończy się pierwsza połowa, Nietoperze wyprowadiły brutalny cios do szatni. Parejo wyczekał odpowiedni moment i zagrał prostopadle między obrońcami do Santiego Miny, który z zimną krwią, technicznym uderzeniem po długim rogu pokonał Bravo po raz drugi.
Drugie 45 minut przypominało trochę to, co działo się na Camp Nou po przerwie w pierwszym meczu LM przeciwko Atletico z tą różnicą, że ekipa z Levantu potrafiła wyprowadzać groźne kontry.
Zaczęło się od podania Messiego spod linii bocznej w pole karne do Suareza, który przytomnie wycofał piłkę do lepiej ustawionego Rakitica, ale płaski strzał Chorwata powędrował obok bramki. Na to w 54. minucie odpowiedział celnym, acz niezbyt groźnym uderzeniem Andre Gomes.
Mecz nabrał rumieńców od 63. minuty. Messi rozpoczął akcję fantastyczną diagonalną piłką do Alby, mądrze przepuszczoną przez Neymara, by następnie skończyć ją płaskim uderzeniem z ok. 10 metrów po piłce zwrotnej od Jordiego.
Od tego momentu gospodarze angażowali coraz większe siły w ofensywę, dążąc do wyrównania, ale przy tym totalnie się otwierając. Swoją okazję po szarży w pole karne miał w 70. minucie Neymar, ale uderzył zbyt słabo by sprawić kłopoty Alvesowi. Po upływie pięciu minut przed szansę stanął Rakitic. Chorwat świetnie wbiegł w pierwszą linię między obrońców, co zauważył Mascherano i posłał koledze idealne dogranie. Były pomocnik Sevilli sprytnie zamarkował podanie na prawo do Suareza, po czym uderzył celnie lewą nogą. Wyciągnięty jak struna golkiper gości kolejny raz w tym meczu uchronił swoją drużynę od straty bramki, parując to uderzenie na rzut rożny.
Najlepszą w końcówce okazję na zmianę rezultatu zaprzepaścił Gerard Pique minutę przed końcem regulaminowego czasu gry. Iniesta z lewej strony przerzucił grę w przeciwnym kierunku, Mustafi nie sięgnął piłki, ta trafiła na klatkę stopera Barcelony, który sprowadził ją do ziemi i uderzył płasko po długim rogu, ale niestety niecelnie.
I tak oto kolejna ligowa porażka Barcelony stała się faktem. Margines błędu już nie istnieje. Aby być pewnym obrony tytułu Duma Katalonii musi wygrać wszystkie pozostałe do końca sezonu spotkania. Jednak w obecnej dyspozycji, przede wszystkim mentalnej, nie będzie to wcale prostym zadaniem.
