„nie wchodzi się dwa razy to tej samej rzeki”
Heraklit z Efezu
To przysłowie zajmuje drugie miejsce na mojej liście najbardziej irytujących błędów językowych (pierwsze miejsce i to z przewagą stu punktów zajmuje słowo „dywagować”, które poprawnie nie jest używane chyba nigdy). Heraklit tym zwrotem nie przestrzegał przed czymś, a dostrzegał coś, a mianowicie smutną prawdę, że wszystko płynie, nieustannie się zmienia i przemija. Kiedyś byliśmy piękni i młodzi (jak Adrianna), teraz jesteśmy już tylko piękni.
Od pierwszego Sezonu Pepa wiele się zmieniło: zmieniła się Barcelona (na gorsze), zmienił się Messi (na lepsze), przestał grać Xavi! Niewątpliwie ubyło magii, pojawiło się więcej codzienności, skończyła się wyjątkowość. Taki jest Wszechświat, takie jest życie i taka jest piłka.
Oczywiście w tym zmieniającym się świecie piłki są pewne rzeczy, które pozostają constans: niechęć do Realu, czy kolejne sezony Arsenalu bez tytułu. Jeśli jednak miałbym wymienić coś, co jest najbardziej niezmienne w piłce od kiedy się nią interesuje, to wskazałbym na niechęć do sędziów. Jest to niechęć szczególna, bowiem płynąca z każdej strony: kibiców, piłkarzy, działaczy, trenerów, dziennikarzy, komentatorów. Może być mniej lub bardziej hamowana czy ukrywana, ale występuje z samego założenia. Dlaczego? W mojej ocenie dlatego, że sędziowie z góry stoją na straconej pozycji. Wychodząc na mecz wiedzą, że od pierwszego gwizdka może być tylko gorzej. Jeśli nie zrobią żadnego błędu, poprowadzą perfekcyjnie mecz to co mogą osiągnąć? Zapomnienie, brak uwagi, ciszę, spokój. I tyle. Oczywiście doskonale sobie zdają sprawę z tego, że taka jest ich rola. Taką pracę wybrali. Jednak z czysto ludzkiego punktu widzenia nie jest to łatwe, wiedzieć, że znakomita większość reakcji na twoje decyzje to reakcje negatywne. To reakcje na twoje pomyłki (rzeczywiste lub wyimaginowane). Jeśli zrobisz coś dobrze to nikogo to nie obchodzi. Jak drogowcy zimą.
Dlatego zawsze staram się brać stronę sędziów. Staram się wczuć w ich rolę, pomyśleć, zobaczyć (oczywiście w miarę możliwości) to co mogli myśleć, czy widzieć oni. Czytuję opinie, że dawniej nie było tylu pomyłek sędziowskich, co obecnie. To nieprawda. Po prostu nie było takich możliwości, by je dostrzec. Podobna sytuacja miała miejsce bodajże w Nowym Jorku, gdzie po tym, jak znacznie zwiększono siły policyjne odnotowano wzrost przestępczości. W rzeczywistości ona nie wzrosła, wzrosła po prostu jej wykrywalność.
Warto zapewne zapytać, dlaczego sędziom nie daje się do pomocy tej samej technologii, która ich obnaża. Jeszcze kilka lat temu broniłem konserwatyzmu władz piłkarskich w tym względzie. Obecnie, mocno wyczekuję rewolucyjnych zmian. Mam w głowie swój idealny model ekipy sędziowskiej, całej procedury podejmowania decyzji, itp. Liczę, że będzie okazja przedyskutować te kwestie na blaugranie, może przy okazji jakiegoś nudnego występu sędziego, takiego, o którym zapomnicie po 5 minutach.
Ale nie tym razem. Tym razem zajmiemy się wstępem pana Jose Luisa Gonzaleza Gonzaleza (chętnie dowiedziałbym się, jaka jest geneza tych podwójnych nazwiska), choć już na wstępie trzeba napisać, że mimo obaw, jego występ również był nudny. Nudny w tym sędziowskim, pozytywnym aspekcie. Takim, że gdyby nie niniejszy tekst, nikt by o panu Gonzalezie już dziś nie pamiętał.
Niewątpliwie wyszedł na ten mecz bardzo skoncentrowany. Patrząc na niego miałem wrażenie, że mógłby żuć diamenty. Ta koncentracja bardzo szybko się przydała, gdyż pierwszą decyzję w zakresie starcia w polu karnym musiał podejmować już w 1 minucie. Oczywiście słusznie ocenił, że zawodnik RSSS nie złapał kontaktu z zawodnikiem Barcy.
Podobał mi się próg dopuszczalności kontaktu fizycznego, jaki przyjął sędzia. Nie był zbyt drobiazgowy, pozwalał zawodnikom na sportową walkę. Ci szybko złapali jego zasady dzięki czemu gra toczyła się płynnie, bez niepotrzebnych przerw. Pan Gonzalez potrafił również odpowiednio dobierać swoją amunicję po faulach, od uspokajających gestów, przez grożenie palcem, po żółte kartki. W tym zakresie nie można mieć do sędziego większych zastrzeżeń.
W pierwszej połowie stadion zawarczał na sędziego chyba tylko raz, w 14 minucie, w sytuacji, gdy piłka trafiła w rękę Pique. Dobór słów jest tu istotny, Gerard nie zagrał piłki ręką, ona w nią trafiła. Z bliskiej odległości, w sytuacji, w której stoper Barcy odwracał głowę. W mojej ocenie sędzia podjął słuszną decyzję nie odgwizdując rzutu wolnego.
Podobnie jak w 19 minucie, kiedy to podyktował rzut karny za faul na Neymarze. Jeśli kibice Realu mogą mieć do kogoś pretensję za ten faul, to tylko do matki natury za to, że obdarzyła Neya taką szybkością i balansem ciała. Dodam, że za ten faul nie należała się żółta kartka. Miał on miejsce w narożniku pola karnego a Brazylijczyk znajdował się w asyście dwóch rywali. Klasyczny rzut karny bez żółtek kartki. Aha, w mojej ocenie to, że Messi oddał tego karnego Juniorowi świadczy o jego klasie. Ale nie w kategoriach koleżeńskości, tylko dobra drużyny. Widać, że Neymarowi brakuje goli, że każda bramka jeszcze go wzmacnia. Messi w mojej ocenie też to widzi.
W 59 minucie bardzo duży błąd popełnił asystent pana Gonzaleza, który dopatrzył się spalonego zawodnika gospodarzy. Pomylił się dobre dwa metry, w statycznej sytuacji (piłka była zagrywana z rzutu wolnego). Miał więc czas się ustawić. Takich błędów nie sposób wytłumaczyć. Na szczęście dla niego piłki nie skleił piłkarz RSSS i trochę się przez ten błąd rozmył (w tym momencie przypomina mi się sytuacja z pierwszej połowy, w której fantastycznie piłkę skleił Carlos Vela).
Najtrudniejszą do oceny sytuację arbiter miał w 64 minucie, w której to dwukrotnie, raz Neymar i raz Luis Suarez padali w polu karnym. W obu przypadkach arbiter podjął słuszną decyzję puszczając grę. W mojej ocenie słusznie również napomniał Neymara za nienaturalny upadek, na szczęście.
I to by było na tyle. O pewnych rzeczach nie piszę, bo w perspektywie całego meczu nie były one istotne. Najważniejsze pozostaje to, że sędzia prawidłowo podejmował decyzje w najważniejszych momentach, nie przeszkadzał w grze, był sprawiedliwy i wytrzymał ciśnienie. Nie dał się wciągnąć w grę „polowanie na czerwoną kartkę dla Messiego”, nie dał się nabrać Neymarowi. Wypełnił swoje zadanie. Dał się szybko zapomnieć.
METAWERS
Z uwagi na fakt, że ostatnio temat szkolnictwa jest w modzie, proponuję do oceny sędziów przyjąć szkolne zasady, a więc od 1 do 6. Od razu podkreślam, ze będzie to „ocena”, a więc moje odczucie subiektywne (w przeciwieństwie do klasyfikacji, która to nie zawiera elementu subiektywności, uczniowie winni być klasyfikowani a nie oceniani). Przy czym pod uwagę brać będę: (1) decyzje w kluczowych sytuacjach (rzuty karne, czerwone kartki, uznane nie uznane bramki), (2) sposób prowadzenia meczu, relacje z zawodnikami, taktyka sędziowania oraz (3) „Mojo”. Pod uwagę brać będziemy również skalę trudności meczu od łatwego do bardzo trudnego.
Tym razem po żołniersku: w przypadku pana Gonzaleza przyjąłem mecz o normalnym stopniu trudności i w ogólności wystawiam mu notę 4.