Andrés Iniesta nie jest już tym samym zawodnikiem, jakim był kilka lat temu. Kapitana coraz częściej trapią kontuzje, nie jest też w stanie w każdym meczu grać na sto procent swoich możliwości. Mimo to 33-latek jest jednym z najważniejszych piłkarzy w klubie i obecnie ciężko wyobrazić sobie formację pomocy bez człowieka z "ósemką" na plecach. W wywiadzie dla El Pais wypowiedział się na aktualne tematy związane z klubem.
O przedłużeniu kontraktu: To prawda, nie przedłużyłem jeszcze swojego kontraktu. W ostatnim czasie przeżyłem wiele doświadczeń, których do tej pory nie znałem, ale wydaje się, że to jest normalne. To scenariusz, którego jeszcze trzy lata temu nie potrafiłbym sobie wyobrazić. Mogę powiedzieć, że myślę o przyszłości poważniej, niż kiedykolwiek wcześniej
O Superpucharze z Realem: Real to super drużyna, gdzie również są najlepsi piłkarze na świecie. Naszym celem jest wrócić i wygrać to, co przegraliśmy w poprzednim sezonie. Ta porażka jest bolesna, bo był to pierwszy tytuł, który mogliśmy wygrać. Byli bardzo skuteczni. Ten typ porażek, a szczególnie z Realem, generuje wątpliwości wokół wszystkiego, co nas otacza. Do tego skumulowały się sytuacje z ostatnich tygodni. Dla nas musi to być wyzwanie, aby wrócić i znów dobrze wykonywać swoją pracę.
O rozmowie z Valverde: To nie było żadne spotkanie. Rozmawiałem z nim tak, jak z wszystkimi innymi trenerami, którzy tu przychodzili, również po to, by dowiedzieć się, jaką rolę w drużynie dla mnie widzi. Póki co nadal będę jednym z ważniejszych graczy w drużynie.
O potrzebie wsparcia: Wszyscy lubimy być doceniani, cenieni, szanowani. Zawsze czułem tutaj wsparcie i szacunek ze strony wszystkich, co do tego nie mam wątpliwości. Ale również uważam, że w tym klubie nie można nigdy zapomnieć o szacunku wobec tych, którzy oddali życie za te barwy. Nie można tego pominąć, a czasami można odnieść wrażenie, że jest inaczej.
O rotacjach Lucho: Nie wiem, co się o tym mówi w mediach, ale trener miał tak zaplanowany mój udział w meczach drużyny, żeby wyszło to na dobre zarówno Barcelonie, jak i mnie. Niezależnie od tego czy podzielałem jego zdanie, czy tez nie. Uważam jednak, że te trzy lata, nawet mając na uwadze nieszczęścia poprzedniego sezonu, były dobre. Zawsze miałem do Luisa Enrique wiele szacunku, chociaż na pewne sprawy patrzyliśmy inaczej. Myślałem cały czas o tym, że trener nie podejmuje decyzji, by kogoś skrzywdzić, tylko po prostu takie potrzeby dostrzega. Wielokrotnie rozmawiałem z nim o tym, co czułem. Miałem bardzo dobre stosunki z Lucho i uważam, że wszystko działało stosunkowo dobrze.
O zrozumieniu idei Valverde: Tak, to ważne, ale wszyscy piłkarze, którzy tutaj są, pojmują futbol w określony sposób i wszyscy trenerzy to wiedzą. Dlatego tak dużą uwagę poświęca się profilowi trenera, który może prowadzić Barcę. Wiemy, że zespoły Valverde mają swoją tożsamość i są z tego znane, więc mamy nadzieję, że tak samo będzie tutaj.
O kryzysie La Masii: To skomplikowana sytuacja, ponieważ w ostatnich latach wyrobiliśmy zaskakującą normę. To nie jest tak, że tylko Barcelona nie gra w finale Ligi Mistrzów ośmioma czy dziewięcioma wychowankami. Nikt tego do tej pory nie zrobił i nie zrobi. Wydaje się to łatwe do osiągnięcia, ale jest zupełnie odwrotnie. Klub nie może jednak zmieniać swojej filozofii, nie może stracić zaufania do młodych ludzi, którzy zostali tu wychowani. Czasami lepiej jest zostać przy opcjach z własnej szkółki, niż udawać się na rynek transferowy, który ostatnimi czasy żyje wielką inflacją.
O odejściu Neymara: Każdy ma swoją wizję przyszłości i wybiera to, co będzie najlepsze dla niego i ludzi z jego otoczenia. Nie ma dyskusji. Jeśli ktoś nie chce tu być, idzie gdzie indziej. To nie może podlegać dyskusji tylko z tego powodu, że chciałoby się kolejnego piłkarza, który zostałby z nami na kolejne 10 lat. On wybrał taką drogę i nie ma nic więcej na ten temat do powiedzenia. Idea się nie zmienia. Zobaczymy, jak zakończy się ten miesiąc, kto do nas dołączy i zobaczymy jakie mamy opcje. Nasza gra opiera się na dominacji, równowadze i zagęszczeniu środka, jeden transfer tego nie zmieni. Kiedy opuściliśmy te normy, dużo cierpieliśmy.