„- Masz być jak bulterier!
– Będę.
– Jak wściekły byk!
– Będę!
– Jak Tommy Lee Jones w Ściganym!
– Będę!
– No, to spieprzaj.”
Zachowując wszelkie proporcję i patrząc na tę sprawę z przymrużeniem oka, to mniej więcej tak wyobrażam sobie rozmowę, którą musiał odbyć na początku tego sezonu Ernesto Valverde z Jordim Albą. Kilka miesięcy potem okazało się, że ten lewy obrońca stał się, obok Lionela Messiego, głównym elementem napędowym w ofensywnej układance Valverde. Przyszła pora, aby spojrzeć na przemianę Jordiego Alby i poszukać powodów, dlaczego wskoczył w tym sezonie na piłkarski Mount Everest, jeśli chodzi o grę na swojej pozycji. Może to okazać się niełatwym zadaniem, bo powszechnie wiadomo, że łatwiej kogoś krytykować, niż docenić.
Co pozwala mi sądzić, że Jordi Alba jest obecnie najlepszym lewym obrońcą na świecie? Przede wszystkim, zdrowy rozsądek i rzeczowe ocenienie sytuacji. Z kwestii bardziej wymiernych, trzecie kłamstwo, a więc statystyki. W siedemnastu meczach tego klubowego sezonu, Alba zanotował jedno trafienie i asystował pięciokrotnie. Pięć asyst w La Liga umiejscowiło go na najniższym miejscu podium, biorąc pod uwagę to kryterium. Warto zaznaczyć, że jego rekord podczas jednego sezonu to sześć decydujących podań, a przecież dopiero mamy grudzień. Ponadto, Jordi wykreował dwadzieścia trzy sytuacje bramkowe. W Hiszpanii na swojej pozycji nie ma więc sobie równych pod względem zdobytych bramek i asyst (jego główny rywal – Marcelo – w tym sezonie zdobył jedną bramkę i zanotował jedną asystę), jeśli chodzi o Europę i obrońców generalnie, to podobnymi statystykami może pochwalić się César Azpilicueta, ale on najczęściej występuje na prawej obronie.
Starając się wyjaśnić ten polot w grze Alby, należałoby zacząć od tego samego powodu, o którym wspominałem już w tekście o słabej dyspozycji Luisa Suáreza (klik). Biorąc pod uwagę kwestię odejścia Neymara i kontuzję Dembélé, Ernesto Valverde zmuszony został do zmienienia systemu gry, teraz zdecydowanie bardziej przypomina to coś w rodzaju 4-4-2, a nie znajomego 4-3-3. Co więcej, Urugwajczyk gra gdzieś pomiędzy środkiem ataku, a lewym skrzydłem. Brak nominalnego lewoskrzydłowego tworzy oczywiście korytarz dla Jordiego Alby, szarpiącego tą flanką praktycznie nieustannie. Gdy na boisku znajdował się Neymar, grający dosyć szeroko, to dla hiszpańskiego obrońcy bardzo często brakowało miejsca i wzajemnie się ze sobą „gryźli”. Aż dziwne, że nie robią tego z Suárezem. Poniżej trzy sytuacje (pierwsza: FC Barcelona – Juventus 3:0, druga: Valencia CF – FC Barcelona 1:1, trzecia: FC Barcelona – Juventus 0:0 w zeszłym sezonie pod obecność Neymara):
Jordi Alba nie mógłby się nawet zbliżyć do miana najlepszego lewego obrońcy na świecie, gdyby nie pomoc od Boga. Nie mam na myśli podarku w postaci niesamowitej szybkości, chodzi mi o boiskowe zrozumienie z argentyńskim bogiem futbolu. Nie tylko w tym sezonie widać, jak znakomicie rozumieją się oni nawzajem. Bardzo często szukają siebie na placu gry, a sytuacji na potwierdzenie tej tezy jest naprawdę wiele, wystarczy obejrzeć sobie powtórki trzech ostatnich ligowych zmagań FC Barcelony. Aby jeszcze bardziej nakreślić poziom tego feelingu, załączam niżej trochę przestarzałą już kompilację podań Messiego do Alby, ale dobrze oddającą to, co pragnąłem przekazać.
Ci, którzy pragną się przyczepić, mogą zaraz napisać, że przecież Alba jest lewym obrońcą, sama nazwa pozycji wskazuje więc na to, że głównie z aspektów defensywnych powinien być rozliczany. Zaraz przekonamy się, czy Jordi posiada w ogóle ciemną stronę mocy, jeżeli chodzi o piłkarskie rzemiosło. Na warsztat weźmiemy liczbę akcji defensywnych, na które składają się łącznie: przechwyty, zablokowane strzały i wybicia. Hiszpański obrońca może pochwalić się pięćdziesięcioma sześcioma takimi akcjami. Poniżej porównanie na tle innych obrońców z La Liga. Zdaję sobie sprawę, że to tylko kolejna statystyka, ale może otworzy oczy tym, którzy w sprawach bronienia dostępu do własnej bramki, widzą w Albie pachołka.
Pamiętam dyskusję na temat wyższości Érica Abidala nad Jordim Albą. Zdaje mi się, że rozumiem na czym polegała wyższość Francuza. Przez niezłomny charakter i walkę z nowotworem, Abidal urósł do miana herosa i te przykre doświadczenia stworzyły z niego legendę na lewej obronie FC Barcelony. Nie chcę zostać źle zrozumiany, uwielbiałem tego piłkarza, ale głównie ceniłem go za niewiarygodny spokój i serce do gry, ale głównie gdy występował na pozycji stopera, a nie na lewej obronie.
Zdaję sobie sprawę, skąd bierze się niechęć i niedocenianie Jordiego Alby. Hiszpan wielokrotnie pokazywał wachlarz zachowań, którego nie powstydziliby się (a powinni) najwięksi boiskowi buracy. Brak sympatii do danego sportowca bardzo często determinuje ocenę jego umiejętności. Ten sam case występuje w przypadku negowania instynktu strzeleckiego u Ronaldo wśród kibiców Dumy Katalonii. Oczywiście nie szanuję Alby za jego czyny, ale za to z czystym sumieniem mogę napisać, że lepszego lewego obrońcy FC Barcelona szybko nie znajdzie, bo na razie zwyczajnie takiego nie ma.