Dariusz Ciszewski Szpakowski w 2013 roku podczas spotkania Polski z Czarnogórą w euforii po nieuznanej bramce dla biało-czerwonych stwierdził, że „piłka nauczyła go pokory”. Może ta pokora przychodzi z wiekiem, bo mnie ta lekcja jeszcze nie spotkała. Trzydziestego listopada opublikowany został przeze mnie tekst, w którym nie pozostawiłem na Luisie Suárezie suchej nitki, słusznie – w moim mniemaniu – krytykując go za kiepski zeszły sezon i początek nowego. Mój błąd polegał jednak na tym, że niestety skreśliłem Urugwajczyka definitywnie, nie widząc szans na jego powrót do życiowej formy. Zgrzeszyłem, zwątpiłem, nie dałem czasu na wyjście z dołka. Pora to odszczekać i spróbować odkręcić.
Na moment pisania zeszłego tekstu przypomnę, że Urugwajczyk w siedemnastu meczach zdobył pięć goli i zanotował trzy asysty. Wychodzi więc niestety na to, że tamten lament został opublikowany w najbardziej stykowym momencie, ponieważ od tego czasu, w siedmiu (!) meczach Luis Suárez zdobył dziewięć goli. W półtora miesiąca zdążył zameldować się na drugim miejscu w tabeli strzelców ligi hiszpańskiej, przeganiając tym samym Aspasa i Zazę. Co więcej, El Pistolero zbliżył się w tegorocznej batalii do Lionela Messiego, na tę chwilę traci do Argentyńczyka cztery gole. W ramach ciekawostki warto wspomnieć o tym, że z trójki najlepszych goleadorów, reprezentant Urugwaju może pochwalić się najwyższym procentem celnych strzałów – 62% (przy 57% w przypadku Messiego i 61% Aspasa).
Zwracałem uwagę na prawdopodobne czynniki, które mogły wpłynąć na tę fatalną dyspozycję Suáreza. I tu kolejna pomyłka, dosyć poważnie zbagatelizowałem te doniesienia o gorszej formie fizycznej, spowodowanej prawdopodobnie niedoleczonym urazem kolana. Wydaje się, że przerwa podczas wyjazdu na reprezentację i stopniowa regeneracja organizmu pozwoliły Urugwajczykowi wrócić do świetnej dyspozycji. Można zasadniczo pominąć kwestię jego ustawienia na boisku, tutaj od momentu pisania tamtego tekstu, niewiele się raczej zmieniło, El Pistolero nadal bardzo często porusza się na murawie jako lewy napastnik, co pokazuje heatmap zaprezentowany przez realizatora podczas ostatniego meczu przeciwko Realowi Sociedad, wielkiego koncertu Urugwajczyka. Może rolę odegrał czas, który umożliwił mu przystosowanie się do nowej roli w drużynie?
Dla przypomnienia, bo nie zawsze zwraca się uwagę na te statystyki. W sześciu ostatnich meczach ligowych i jednym pucharowym Luis Suárez strzelał co najmniej jedną bramkę, w dwóch z nich udało mu się pokonać bramkarza rywali dwukrotnie. Punktował w spotkaniach przeciwko Celtcie, Villarrealowi, Deportivo (x2), Realowi Madryt, Levante, Celcie (Puchar Króla) i Realowi Sociedad (x2). Regularnie strzela więc Urugwajczyk od drugiego grudnia. Mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie, kiedy opublikowany został tamten tekst.
Proponowałem różne rozwiązania, danie szansy Paco, kupno Maximiliano Gómeza z Celty, a tu Luis Suárez zaśmiał mi się w twarz, mógłby równie dobrze podejść teraz do Valverde i sparafrazować klasyka: „i powiem Ci Ernesto, że inny killer jest Ci niepotrzebny.” Myślę, że na moje i wasze szczęście rzeczywistość zweryfikowała te ostre słowa, którymi skrytykowałem Urugwajczyka. W zasadzie, cały ten sezon pokazuje, że futbol to rollercoaster lepszy od tych w Heide Parku. Nie chcę zaczynać nawet tematu i roztrząsać tego, gdzie FC Barcelona była w sierpniu, a jak obecnie wygląda jej sytuacja. Z każdej lekcji powinny płynąc wnioski, tak jak z każdej bajki można łatwo wychwycić morał. Czasem mimo natłoku emocji, warto nie otwierać buzi, aby nie palnąć głupoty. To wiele ułatwia, nie czułbym wówczas potrzeby tłumaczenia się przed Wami. El Pistolero mógłby wziąć przykład z Ivicy Olicia, kiedy to Chorwat dał awans Bawarczykom i pokazać nam kibicom Dumy Katalonii: „chciałeś mnie zmienić może? Nie, nie, ja gram do końca!”