Pomimo imponującego zwycięstwa na Wembley przeciwko Tottenhamowi w Lidze Mistrzów, FC Barcelona wciąż krwawi w obronie. Wczorajszy mecz na Estadio Mestalla był tylko tego potwierdzeniem.
Podopieczni Ernesto Valverde zaczęli mecz nienajlepiej. Już w drugiej minucie Ezequiel Garay strzelił gola, była to właściwie pierwsza akcja Valencii. Winą za tę bramkę obarczyć można Gerarda Piqué i Thomasa Vermaelena.
Barcelona musi zrobić coś ze swoją dyspozycją. Dawno nie zanotowała bowiem tak słabego początku sezonu. Od czterech kolejek traci punkty, a co najważniejsze, gra nie powala.
Co prawda w obecnej kampanii pojawiło się wysokie zwycięstwo (8:2 z Huescą) czy odczarowanie felernego Estadio Anoeta (2:1 z Realem Sociedad), ale to wciąż mało. Za mało.
Girona pierwsza urwała Blaugranie punkty, gdy po fenomenalnym występie Cristhiana Stuaniego zremisowała na Camp Nou 2:2. Potem przyszedł blamaż z Leganes (1:2) i kolejne rozczarowanie z Athletikiem (1:1), które jak nic zakończyłoby się porażką, gdyby nie Munir.
Wszystkie te wyniki sprawiają, że Barcelona straciła już dziewięć goli w zaledwie ośmiu meczach, co daje jej wynik gorszy od aż dziesięciu zespołów z La Liga (mniej straconych bramek mają Atletico, Real Valladolid, Real Betis, Real Madryt, Espanyol, Getafe, Valencia, Villareal, Alaves i Sevilla). Gdyby do tego Real Madryt prezentował wyższą formę, moglibyśmy już totalnie się załamać (przyp.aut.).