2:0, 0:2, 0:4, 0:3, 1:1, 0:3 - czy to wyniki meczów Realu z Barceloną na Santiago Bernabeu w ostatnich latach? Też. Przede wszystkim jest to jednak sześć ostatnich meczów FC Barcelony w fazie pucharowej Ligi Mistrzów (patrząc od strony gości). Spokojna wygrana z Arsenalem, bolesna porażka z Atletico, klęska w Paryżu, upadek w Turynie, szczęśliwy remis w Londynie i kompromitacja w Rzymie. Jedno zwycięstwo, jeden remis, cztery porażki. Trzy gole strzelone (wszystkie przez Messiego). Trzynaście straconych. Jeszcze w 2015 było cudownie - wspaniałe wygrane 1:2 w Manchesterze i 1:3 w Paryżu, "zwycięska" porażka 3:2 w Monachium (Bayern ustrzelił dwa gole gdy w dwumeczu było już 1:5). A dwa wcześniejsze sezony? 2:0, 2:2, 4:0, 0:2, 1:0 (patrząc od strony gospodarzy). Łącznie daje to fatalny bilans 4-2-8 (bramki 14:27) w wyjazdowych meczach fazy pucharowej Champions League przez sześć ostatnich sezonów, czyli od czasu odejścia Pepa Guardioli. Aż 7/14 meczów bez gola. Nie bez powodu zatem podchodzimy do wtorkowego meczu z pewnymi obawami. Z drugiej jednak strony od 2008 roku Barca zawsze przechodziła 1/8 finału. Pierwszy krok ku finałowi w Madrycie należy zrobić w Lyonie. Mecz tamtejszego Olympique z Blaugraną 19 lutego o 21:00.
Był ponury lutowy wieczór na Camp Nou w 2007 roku gdy Liverpool odrobił stratę szybkiego gola, wygrał 1:2, w rewanżu przegrał u siebie tylko 0:1 i wyrzucił broniącą tytułu Barcelonę już w pierwszym dwumeczu fazy pucharowej. Przez 12 (!) kolejnych sezonów Barca wygrywała jednak swoje grupy i miała komfort gry rewanżów u siebie, co szczególnie przydało się w meczach z Arsenalem (3:1), Milanem (4:0) i oczywiście PSG (6:1). Niestety wielką bolączką tej najwspanialszej ery w historii naszego klubu pozostają mecze wyjazdowe w Lidze Mistrzów. Na palcach jednej ręki możemy wymienić wspaniałe mecze takie jak 0:2 w Madrycie, 1:3 w Paryżu czy 2:2 w Londynie z Arsenalem (legendarna pierwsza połowa). Dla porównania Real Madryt od sezonu 13/14 aż sześć wyjazdów w fazie pucharowej (nie licząc finałów) wygrał minimum dwoma golami (dużo gorzej z kolei radząc sobie w domu gdzie Barca jest niepokonana od maja 2013).
Olympique Lyonnais to klub założony w 1950 roku. Największe sukcesy drużyny z malowniczego miasta nad Rodanem i Saoną to siedem mistrzostw Francji w siedmiu kolejnych latach (2002-2008) i pięć krajowych pucharów, a także półfinał Ligi Mistrzów w sezonie 09/10. Pod koniec minionej dekady skończyła się dominacja klubu Jean-Michela Aulasa, ale od tego czasu tylko trzykrotnie Olympique wypadł poza podium Ligue 1. W tegorocznej Lidze Mistrzów podopieczni Bruno Génésio (trenuje ten klub od 2015 roku, wcześniej spędził w nim niemal całą karierę zawodniczą) nie przegrali jeszcze meczu, wygrywając m.in. w Manchesterze z "Obywatelami" Pepa Guardioli. Ostatni raz Barca zagrała z Lyonem w 2009 roku na tym samym etapie rozgrywek. We Francji padł remis 1:1 po szybkim golu legendarnego Juninho i odpowiedzi Henry'ego w drugiej połowie. W rewanżu było gładkie 5:2 dla Barcy (Henry, Messi i Eto'o rozstrzygnęli sprawę jeszcze przed przerwą). Barca sześciokrotnie mierzyła się z wtorkowym rywalem i nie przegrała ani razu, w Lyonie wygrywając w 2001 roku po golu Gerarda Lopeza w 94 minucie.
Od 2016 roku gospodarze grają na Groupama Stadium, zbudowanym z myślą o EURO 2016. Trener Génésio żongluje ustawieniami z czwórką i trójką obrońców. We wtorek będzie miał jednak spory ból głowy, ponieważ z powodu nadmiaru żółtych kartek nie zagra największa gwiazda jego drużyny - Nabil Fekir. Pod znakiem zapytania stoi również występ Ndombele i Denayera, którzy zmagają się z urazami. Na uwagę zwraca fakt, że Lyon ma niezwykle młody skład - żaden z pomocników nie ma więcej niż 22 lata, najstarszy napastnik ma lat 25! Tylko w obronie mamy trzech zawodników urodzinych przed 1990 rokiem. 40 mecz w Lidze Mistrzów rozegra Brazylijczyk Rafael, a po raz 55. w rozgrywkach UEFA wystąpi Memphis Depay.
Barcelona po serii trzech remisów zanotowała kuriozalne spotkanie z Realem Valladolid, naznaczone skromną wygraną po rzucie karnym, zmarnowaną kolejną jedenastką i niezwykłą ilością pudeł w stuprocentowych sytuacjach. Teraz może być tylko lepiej, a Ernesto Valverde wypuści na wtorkowy mecz niemal najsilniejszy skład. Z pierwszoplanowych postaci brakuje jedynie Arthura, który być może zdąży na mecze w Madrycie w przyszłym tygodniu. W bramce oczywiście zobaczymy Ter Stegena, a w obronie Semedo, Pique, Lengleta i Albę. W pomocy Busquetsa i Rakiticia wspomoże zapewne Arturo Vidal, a w ataku arcyważnych goli na wyjeździe poszuka tridente Messi (106 bramek w 129 meczach Ligi Mistrzów), Luis Suarez (20/47) i Dembele (5/17). O Messiego bądźmy spokojni - w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów strzelił sześć bramek raptem w czterech meczach i znów we wszystkich rozgrywkach ma średnią gola na mecz, a do tego dołożył 15 asyst. Suarez niestety w tym i dwóch poprzednich sezonach Ligi Mistrzów strzelił raptem... cztery gole w 23 meczach. Katastrofalna skuteczność. Na szczęście z miesiąca na miesiąc coraz lepiej gra Dembele i on może być kluczową postacią Barcelony tej wiosny. Z ławki będzie straszył szukający formy Coutinho, wejść na kilka pozycji może Sergi Roberto, a następni w kolejce do gry są Alena i Malcom.
Ten mecz rozpoczyna serię czterech arcytrudnych i arcyważnych wyjazdów. Lyon w Champions, Sevilla w lidze, Real w Pucharze, Real w lidze - za dwa tygodnie Barca może być o kilka kroków bliżej potrójnej lub co najmniej podwójnej korony lub o krok od zawalenia na wszystkich trzech frontach. Miejmy nadzieję, że ostatnie słabsze mecze były tylko zasłoną dymną i szukaniem formy na końcówkę sezonu. We wtorek nie może zabraknąć koncentracji, nie może zabraknąć motywacji. Trzeba koniecznie strzelić gola, nie przegrać i ze spokojem czekać za trzy tygodnie na dokończenie sprawy na Camp Nou.
Olympique Lyon - FC Barcelona, Groupama Stadium, 19.02.2019 godz.21:00
Sędziuje: Cüneyt Çakır (Turcja)