Wszystko jeszcze możliwe
FC Barcelona pokonała w wyjazdowym meczu Manchester United 1:0. Przed rewanżowym spotkaniem w ćwierćfinale Ligi Mistrzow stoi zatem na uprzywilejowanej pozycji. Zaliczka jest minimalna, a więc podopieczni Ernesto Valverde nie mogą być niczego pewni.
Już w 4. minucie dobrą okazję na premierowe trafienie miał Manchester, jednak piłka po strzale Marcusa Rashforda z rzutu wolnego minęła lewy słupek bramki Marca-Andre ter Stegena. Osiem minut później Luis Suarez strzelił gola głową. Początkowo sędzia główny nie uznał gola, gdyż zdaniem liniowego Urugwajczyk był na pozycji spalonej. Jednak po konsultacji z VAR-em Gianluca Rocchi wskazał na środek boiska, tym samym zaliczając trafienie Barcelonie. Chociaż właściwie Manchesterowi, a konkretnie Luke'owi Shawowi, który zdaniem arbitra zaliczył bramkę samobójczą. Po niespełna trzydziestu minutach gry w polu karnym upadł jeden z piłkarzy United, jednak ostatnie nie skończyło się to rzutem karnym. Kilkadziesiąt sekund później podczas walki o górną piłkę Leo Messi oberwał łokciem. Z tego powodu Argentyńczyk musiał na chwilę opuścić boisko, bowiem z jego nosa leciała krew. Jeszcze przed przerwą szansę na gola miał Philippe Coutinho, który jednak ostatecznie bramki nie zdobył. Niedługo później odpowiedzieli gospodarze, a konkretnie Diogo Dalot, który dośrodkowywał piłkę, jednak nie było komu zamknąć akcji.
Mimo że po przerwie Barcelona wciąż miała przewagę w posiadaniu piłki, to jednak nie przekładało się to na ilość oddanych strzałów, których ciągle było mało. Po ponad godzinie gry Ernesto Valverde zdecydował się na zmiany. W miejsce Coutinho i Artura, weszli Sergi Roberto i Arturo Vidal. Manchester miał swój moment, co rusz atakując bramkę ter Stegena. W 70. minucie Rashford ponownie podszedł do wolnego, jednak tym razem także przestrzelił. Trzynaście minut później role się odwróciły i to Barcelona miała rzut wolny. Przy piłce stanął oczywiście Leo Messi, ale tym razem jego strzał zlapał David de Gea.