"Nic się nie zmieniło" - takie słowa wypowiedział wczoraj Josep Maria Bartomeu na temat wojny między Barceloną a PSG. Sprowadzenie napastnika będzie bardzo trudną operacją, a Blaugrana dodatkowo widzi całą operację jedynie jako wymianę zawodników, choć klub z Paryża chce odzyskać zainwestowane 222 milionów euro.
Neymar jest wyjątkowo pożądany tego lata i taka sytuacja jeszcze się utrzyma przez najbliższe dwa miesiące. Otwarta wojna między Brazylijczykiem i PSG, zwłaszcza po ostatnim komunikacie o nieobecności (usprawiedliwionej przez zawodnika) na poniedziałkowym treningu, po raz kolejny kieruje go w stronę Barcelony, choć cała transakcja będzie trudna.
Prezydent Barcelony Josep Maria Bartomeu jasno wyraził się wczoraj podczas prezentacji Neto: "To, co powiedziałem w piątek ("Nie ma żadnego transferu, bo PSG nie chce sprzedać zawodnika") jest wciąż ważne. Wszystko pozostaje bez zmian". Nawet po słowach dyrektora PSG, Leonardo, który mówił o powierzchownych kontaktach z Barceloną. To samo płynie z Camp Nou. Sprowadzenie napastnika byłoby możliwe jedynie w formie barteru zawierającego zawodników, których Barcelona wycenia na max. 170 milionów euro, na przykład Coutinho plus Umtiti lub Rakitić lub sam Dembele, choć francuski skrzydłowy jest uznawany w klubie jako intransferible.
Neymar ma obecnie trzy możliwości. Pierwsza to jeszcze mocniej napiąć stosunki ze swoim obecnym klubem wiedząc, że Barcelona nie zrobi niczego szalonego, żeby go z powrotem ściagnąć. Druga opcja to udobruchać PSG i doprowadzić do sytuacji, w której klub z Paryża usiądzie do negocjacji z efektów których wszystkie strony będą zadowolone. Ostatnia możliwość to pozostać na kolejny rok w Paryżu i przeczekać do następnego letniego okienka transferowego i wykorzystać klauzulę w swoim kontrakcie, która mówi, że kwota odstępnego spadnie do 170 milionów euro. Ojciec zawodnika powiedział, że on nie stawiałby się i wrócił do Paryża.