I tylko Cillessena trochę żal...
Powiedzieć, że bohaterowie hitu 4. kolejki La Liga zmagają się z problemami, to jak nic nie powiedzieć. Valencia na dniach zwolniła trenera, zastępując go postacią, która dla szerszej publiki jest jedną wielką niewiadomą, natomiast Blaugrana rozczarowuje niemalże w każdym spotkaniu. La zabawa czy smutny remis? Szczerze powiedziawszy, każdy wynik był możliwy, z tym, że...
Barcelona kocha grać na Camp Nou, Barcelona świetnie czuje się na Camp Nou, Camp Nou to jej twierdza, której muru nie potrafi skruszyć praktycznie żaden śmiałek, by połasić się chociażby o remis. Już w 2. minucie postanowiła potwierdzić trafność tego stwierdzenia i otworzyła wynik meczu za pomocą 16-letniej rewelacji rozgrywek. Składną akcję dwójkową rozegrał Fati z de Jongiem i ten pierwszy mógł już cieszyć się z otwarcia wyniku meczu.
Nie minęła chwila i ponownie odezwał się duet, który był autorem pierwszej bramki. Fantastycznie lewym skrzydłem pomknął Ansu i wyłożył piłkę z ostrego kąta do tyłu do wbiegającego w lukę pomiędzy obrońcami De Jonga, który bez problemu pokonał Cillessena. Po upływie kwadransa gry na listę strzelców ponownie zapragnął zapisać się Fati, ale futbolówka po jego uderzeniu z lewej flanki poszybowała obok słupka.
Valencia strzeliła gola kontaktowego w 27. minucie za sprawą Kevina Gameiro, który wykorzystał asystę Rodrigo Moreno i pokonał ter Stegena. Szczególnie niepokojąca w tej sytuacji była pasywność obrońcow Barcelony, którzy nawet nie starali się przeszkodzić graczom Celadesa. Nietoperze nie mogły jednak celebrować swojego trafienia, ponieważ sędzia postanowił przerwać grę, doszukując się pozycji spalonej. Jak dowiodły wideopowtórki - niesłusznie, ponieważ gol zdobyty był prawidłowo i Valencia mogla podjąć walkę z gospodarzem meczu. Generalnie kilka minut przed zakończeniem pierwszej połowy w szeregi Barcelony wkradło się lekkie rozprężenie i bliższa zdobycia trafienia wyrównującego była drużyna Nietoperzy, szczególnie za pomocą rzutów rożnych. Szczęśliwie udało zachować się ten wynik do końca i Blaugrana schodziła do szatni przy prowadzeniu 2:1.
Po zmianie stron wreszcie pomóc drużynie postanowił ten, który miał być jej filarem w ataku wobec nieobecności Messiego i Suareza. Świetnie powalczył o piłkę Griezmann, zwiódł obrońców Valencii i oddał strzał na bramkę Cillessena, jednak ten go obronił i sparował futbolówkę na słupek. Na posterunku szczęśliwie był Pique, który niczym rasowy lis pola karnego wbił piłkę pod pachą byłego bramkarza Barcelony. Dosłownie chwilę później uderzenie z dystansu z ostrego kąta oddał Semedo, ale na drodze do wpisania się na listę strzelców stanęło obramowanie bramki.
Po upływie godziny gry na boisku zameldował się Luis Suarez, który zmienił fantastycznie spisującego się dzisiaj Ansu Fatiego. Gol i asysta? Dokonanie, z którego dumna byłaby niejedna doświadczona gwiazda zespołu.
62. minuta - to było wejście smoka! Jeśli Urugwajczyk strzela gole, to zawsze są to trafienia spektakularne. Wydawało się, że mógł podać do lepiej ustawionych kolegów, że strzelanie w takiej sytuacji może sprawiać wrażenie delikatnie egoistycznego, ale ten... zamarkował strzał, zwiódł obrońcę i Cillessena, po czym oddał niesamowite uderzenie udowadniając, że pomimo upływu lat, wciąż jest jedną z najlepszych "9" na świecie.
W 70. minucie na boisku pojawił się Ivan Rakitić, zastępując de Jonga, autora asysty i drugiego gola. Kilka minut przed zakonczeniem regulaminowego czasu gry, wydawało się, że stempel na spotkaniu postawił ponownie Luis Suarez, tym razem po asyście Griezmanna, wykorzystując zamieszanie w polu karnym Valencii i fantastycznie zmieścił piłkę pomiędzy bramkarzem Nietoperzy a słupkiem. To jednak nie był koniec strzelania, bowiem już w doliczonym czasie goście wykorzystali niefrasobliwość gospodarzy w obronie i Maxi Gomez ustalił wynik meczu na 5:2.
Barcelona ponownie wysłała w świat informację, że na Camp Nou jest groźna niczym krwiożerczy tygrys i lepiej nie szturchać jej kijem, strzelając gola kontaktowego, bowiem może skończyć się to rozerwaniem na strzępy (czyt. manitą). Jednak by nie było za słodko, trzeba wsadzić łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. To była Valencia z trenerem zatrudnionym niemalże wczoraj z łapanki, z problemami wewnętrznymi, a i tak udało jej się strzelić dwa gole. Ale co najważniejsze... Blaugrana na wyjazdach zamienia się w potulnego kotka. Oby to zwycięstwo okazało się przełomem.
I tylko Cillessena trochę żal.
Barcelona 5:2 Valencia (2:1)
1:0 Ansu Fati 2'
2:0 Frenkie de Jong 7'
2:1 Kevin Gameiro 27'
3:1 Gerard Pique 51'
4:1, 5:1 Luis Suarez 61', 82'
5:2 Maxi Gomez 90+2'
