Ousmane Dembele wraca do drużyny Barcelony na wtorkowe spotkanie z Villarrealem po pięciu tygodniach. Pierwszą "ofiarą" jego powrotu jest Carles Perez, który po raz pierwszy w tym sezonie nie załapał się do meczowej 18-stki.
Oczy wielu osób są jednak teraz skupione na Ansu Fatim, z usług którego Valverde korzystał, gdy Dembele, Suarez i Messi byli kontuzjowani, a teraz są już zdolni do gry. Ansu odgrywał dotychczas znaczącą rolę w zespole, rozgrywając 221 minut w pięciu meczach, rozpoczynając dwa z nich (Valencia i Borussia) i zdobywając dwie bramki. Szesnastolatek zachwycił wszystkich i został nawet "pobłogosławiony" przez Messiego. Ale teraz, gdy Dembele wrócił, o minuty będzie trudniej. Francuz nabawił się urazu w starciu z Athletikiem 16 sierpnia i wywołał sporo kontrowersji tym, w jaki sposób obszedł się z tą kontuzją, nie mówiąc o niej lekarzom po meczu. Dembele cieszy się jednak większą renomą niż Ansu i kosztował 105 milionów euro, więc wszystko wskazuje na to, że będzie czwartym napastnikiem, spychając Ansu do roli kibica.
Ansu ma jeszcze jeden problem: właśnie otrzymał hiszpańskie obywatelstwo i został powołany na Mundial do lat 17, który odbędzie się w Brazylii między 26 października a 17 listopada. Przez ponad miesiąc (łącznie z przygotowaniami do turnieju), napastnik z Gwinei Bissau będzie niedostępny dla Barcelony, z korzyścią dla Dembele.
W tej chwili (nie licząc Pereza, który może wrócić do Barcelony B), Valverde ma pięciu napastników w pierwszej drużynie: Messiego, Suareza, Griezmanna, Dembele i Ansu. Pierwsza trójka wydaje się być niekwestionowanymi titularami. Dembele będzie tym czwartym, pierwszą zmianą. A Ansu? Debata na temat jego najbliższej przyszłości rozpoczyna się właśnie teraz.