Na początku lata sporo mówiło się o kilku operacjach, które mogła przeprowadzić FC Barcelona z Manchesterem City. Dzięki dobrym relacjom pomiędzy klubami rozmawiano o transferach Laporte, Strelinga, Bernardo Silvy, Sergiego Roberto czy Griezmanna. Katalończycy chcieli też sprowadzić zawodnika, którego nazwisko nie pojawiało się w mediach: Ferrana Torresa. City jednak szybko odrzuciło tę możliwość.
Poprzedni sezon w wykonaniu byłego gracza Valencii był poprawny (13 goli i trzy asysty), ale nie pokazał całego swojego potencjału. W Lidze Mistrzów w pierwszych trzech meczach fazy grupowej zdobył trzy bramki, ale później zatrzymał go koronawirus, a po powrocie trudno mu było wywalczyć sobie miejsce w składzie. W kolejnej fazie Ligi Mistrzów rozegrał tylko 10 minut w Mönchengladbach. Końcówkę sezonu w Premier League miał jednak udaną, mimo że przeplatał rolę zmiennika i gracza pierwszego składu. W ostatnich sześciu meczach zdobył pięć goli.
FC Barcelona wierzyła, że uda jej się pozyskać napastnika. Mimo problemów finansowych klub przygotowywał formuły, które miały pozwolić Ferranowi na przybycie. Katalończycy myśleli np. o wypożyczeniu z obowiązkiem wykupu. Barcelona jednak nigdy nie była blisko przekonania City. Ponadto występy gracza na Mistrzostwach Europy sprawiły, że jego wartość wzrosła. Guardiola wiedział, że Hiszpan musi być nowym środkowym napastnikiem drużyny.
Jako że klub nie był w stanie zaprezentować konkurencyjnej oferty, a zawodnik stał się nietykalny dla Pepa, Barcelona zdała sobie sprawę z tego, że nie uda jej się sprowadzić byłego gracza Valencii, którego kontrakt wygasa w 2025 roku.
Przypominamy, że dyrekcja sportowa Barçy udała się latem do Manchesteru, aby spróbować przeprowadzić kilka operacji. Kiedy klub pogodził się z tym, że sprowadzenie Ferrana jest niemożliwe, chciał wypożyczyć Sterlinga, ale to również się nie udało.