Monchi wyjaśnił przebieg niekończących się negocjacji dot. transferu Julesa Koundé, który miał zgodę z Sevilli na odejście z klubu latem tego roku. „W czwartek osiągnęliśmy ustne porozumienie z Chelsea, zawodnik również miał porozumienie z angielskim klubem, ale w weekend wszystko wstrzymano. W tej przepychance z Chelsea w poniedziałek skontaktował się ze mną Mateu Alemany. Po ustaleniu kwoty doszliśmy do porozumienia i osiągnęliśmy najwyższą sprzedaż w historii klubu. Wisiał nad nami miecz Damoklesa, ponieważ zostały mu dwa lata kontraktu i po raz trzeci powiedzielibyśmy mu ‘nie’”, wyjawił dyrektor sportowy.
„Na początku lata było kilku pretendentów, ale później zostały tylko Chelsea i Barcelona. Jako że futbol nigdy nie przestaje zaskakiwać, Chelsea zaczęła mieć wątpliwości, ale nie co do jakości zawodnika, tylko co do jego profilu, czy nie potrzebny jest inny typ gracza. Oferta była bardzo dobra, ale Chelsea postanowiła się wstrzymać”, wyjaśnił Monchi.
Monchi przyznał, że pierwszy kontakt z Barceloną miał miejsce 25 lipca: „Mateu Alemany przekazał nam swoje zainteresowanie, poprosiliśmy o ofertę i przyszła do nas niższa, niż zakładaliśmy. Później pracowaliśmy nad nią, Barcelona sporo się wysiliła i osiągnęliśmy wysoką kwotę”.
Monchi mówił też o innych aspektach operacji: „Nie zapłaciliśmy ani euro prowizji, cała kwota, oprócz części dla Girondins, jest dla Sevilli. Oferty, które otrzymaliśmy, oscylowały wokół tej samej kwoty i to jest cena rynkowa. Znaleźliśmy dobrą sprzedaż - jedną z pięciu najlepszych, jakie przeprowadziliśmy - na rynku, który stanął w miejscu. Zawodnik, powtarzam, w czwartek był sprzedany Chelsea przy zgodzie wszystkich stron. Ale czasami pojawiają się nowe sytuacje, w Chelsea zaczęli wątpić co do tego, czy profil Koundé to ten, którego potrzebują. Chcę podkreślić, że oferta Barcelony była najlepsza”, zakończył.