"Nic dwa razy się nie zdarza", napisała onegdaj Wisława Szymborska. Nie miała racji - po ubiegłorocznym zwycięstwie 1:0 w 1/8 finału dziś młodzi piłkarze Anderlechtu ponownie odprawili z niczym Barcelonę. Kolejną wygraną, tym razem 2:0, zapewnili Fiołkom Jorn Vancamp oraz w samej końcówce Antoine Bernier.
Pierwsze minuty należały do gospodarzy. Nie potrafili jednak udokumentować swojej przewagi groźnym strzałem. Próbował jedynie Orel Mangala w 10. minucie, ale jego uderzenie wyraźnie minęło cel. Po około kwadransie Barcelona wróciła do swojej gry, dłużej utrzymując się przy piłce i konstruując ataki pozycyjne na połowie gospodarzy. Indywidualnych akcji zakończonych prostopadłymi piłkami próbował przede wszystkim Lee, ale nie przekładało się to na sytuacje podbramkowe. Jedyne groźne uderzenie po klepce z Aleną oddał w 29. minucie Rafa Mujica, ale poszybowało ono nad poprzeczką. Więcej było natomiast walki i ostrych wejść, co skutkowało czterema żółtymi kartkami: po dwie z obu strony (Ferran i Palencia z Barcelony oraz Van Der Heyden i Amrani).
Po przerwie gra nabrała rumieńców, głównie dzięki zwiększonej aktywności w ofensywie Carlesa Aleny i bardziej otwartej piłki ze strony gości. Już w 49. minucie młody pomocnik Barcelony posłał świetną diagonalną piłkę w pole karne do Enrica Franquesy, ten zagrał błyskawiczną piłkę zwrotną do kolegi na środek pola karnego, ale strzał Aleny, podobnie jak dobitkę Paika, wybił z bramki Wout Faes. Za chwilę Alena uderzał celnie z dystansu, tym razem skutecznie interweniował Svilar.
Niewykorzystana okazja bardzo szybko zemściła się na Dumie Katalonii. Z rzutu rożnego w 53. minucie lewą nogą dochodzącą piłkę na krótki słupek zacentrował Tony Amrani, na futbolówkę nabiegł Vancamp, sprytnie uderzając ją klatką piersiową z 2-3 metrów, a ta trafiła do siatki obok zdezorientowanego Andreu Casesa.
Barcelona odpowiedziała po kwadransie. Sprytnie w szesnastkę zagrał Lee, a Enric z ostrego kąta uderzył w górny róg, lecz tylko w boczną siatkę bramki Svilara.
Po pięciu minutach z kontrą wyszedł Mangala i Vancamp. Pomocnik Anderlechtu wbiegł w pole karne, a snajper gospodarzy sprzed szesnastki ni to uderzył, ni to szukał płaskiego podania w kierunku kolegi. Ostatecznie zmusił do interwencji Andreu Casesa, który odbił futbolówkę do boku. Ten sam zawodnik postraszył portero Dumy Katalonii świetnym uderzeniem z 20 metrów, które zatrzymało się na poprzeczce bramki Barcelony.
Gości stać było jeszcze na mocne uderzenie Lee po krótko rozegranym rzucie wolnym w 84. minucie, które odbił Svilar. Natomiast po czterech minutach pojedynek został formalnie zakończony. Katastrofalnym podaniem za linią środkową do boku "popisał się" Arnau Campeny. Futbolówkę przeciął Antoine Bernier i pognał na bramkę Blaugrany. Na domiar złego próbującego gonić przeciwnika Arnau złapały skurcze, przez co nie miał szans na skuteczny pościg. Bernier doszedł więc do sytuacji sam na sam i pewnym, technicznym uderzeniem pokonał Casesa po raz drugi.
Barcelonę stać było jeszcze na woleja w wykonaniu Carlesa Pereza, który nieznacznie minął cel. Chwilę później z boiska wyrzucony został Orel Mangala za rzekome uderzenie Arnau w twarz, co nie miało miejsca. Tak zakończyła się tegoroczna przygoda podopiecznych Gabriego z Młodzieżową Ligą Mistrzów. Rywalem Anderlechtu w półfinale będzie ktoś z dwójki Chelsea/Ajax. Ten mecz rozegrany zostanie dopiero za tydzień. Po drugiej stronie drabinki awans do półfinału uzyskał madrycki Real, eliminując dziś Benficę (2:0). Blancos w półfinale podejmą kogoś z pary PSG/Roma.