Zniszczone marzenia na Calderon
Miało być tak pięknie, obrona Ligi Mistrzów wydawała się być zadaniem być może łatwiejszym niż kiedykolwiek... Nadzieję brutalnie zdeptali jednak na Vicente Calderon piłkarze Diego Simeone. Zostawili serce na murawie, wyglądali, jakby zależało im znacznie bardziej na awansie do półfinału i, co przede wszystkim warto zaznaczyć, byli w tym meczu drużyną zwyczajnie lepszą. Dwa gole Griezmanna zabrały awans Barcelonie i podopiecznym Luisa Enrique pozostało skupić się na dowiezieniu tytułu w lidze oraz na finale Pucharu Hiszpanii. To najcenniejsze trofeum powędruje do Madrytu, Manchesteru bądź Monachium.
Spotkanie rozpoczęło się obiecująco, ale tylko dla jednej ze stron. Pierwsze dziesięć minut należało do Colchoneros. Już w 3. minucie po płaskim zagraniu w pole karne Juanfrana wybita piłka znalazła się na 15 metrze pod nogami Gabiego, który uderzył bez namysłu bardzo mocno, ale nad poprzeczką. Po minucie celnie z dystansu uderzał Carrasco, ale ter Stegen pewnie złapał futbolówkę. Kolejną okazję bramkową gospodarze mieli już w 7. minucie: idealne dośrodkowanie Felipe Luisa finalizował głową Griezmann, lecz i tym razem portero Barcelony był ustawiony jak należy i nie dał się zaskoczyć.
Jednak od tego momentu gra ewidentnie "siadła" i obie strony miały kłopoty z oddaniem strzału. Impas przełamał dopiero w 33. minucie Leo Messi, uderzając z rzutu wolnego wysoko nad poprzeczką.
Po trzech kolejnych minutach wynik uległ zmianie. Kapitalną centrą z głębi pola tzw. "fałszem" popisał się Saul, a pozostawiony bez opieki Griezmann dopełnił formalności i efektowną główką skierował piłkę do siatki.
Ze strony Barcelony jedyny przed przerwą celny strzał oddał w 41. minucie Neymar, ale zbyt lekki by Oblak mógł mieć z nim jakieś problemy.
Atletico odpowiedziało jeszcze kontrą wyprowadzoną z własnej połowy przez Carrasco i zakończonej jego celnym uderzeniem z 20 metrów pewnie wyłapanym przez ter Stegena.
W drugich 45 minutach także mieliśmy jedynie momenty ciekawej gry. Pierwszy raz serca kibicom Barcelony zadrżały w 53. minucie, kiedy po sytuacyjnym uderzeniu głową Saula futbolówka wylądowała na poprzeczce.
Osiem minut później po zaledwie jednym podaniu Godina Atletico błyskawicznie przedostało się pod bramkę gości, ale płaski strzał Griezmanna z obrębu pola karnego obronił ter Stegen.
Dopiero po tej sytuacji swoje "5 minut" (w zasadzie dosłownie) miała Barcelona. Najpierw w 63. minucie środkiem przedarł się Iniesta i zakończył akcję strzałem na bramkę Oblaka, jednak Sloweniec z łatwością wyłapał piłkę. Za chwilę ponowie Iniesta wystąpił w roli głównej, ale tym razem dogrywał w pole karne do ustawionego tyłem do bramki Suareza. Ten świetnie obrócił się ze swoim rodakiem, Godinem, na plecach i oddał bardzo mocny strzał, ale wprost w Słoweńca, który chwycił piłkę w rękamwice.
Po kolejnym zastoju prawdziwe emocje rozpoczęły się w 84. minucie od miękkiego podania z głębi pola od Busquetsa. Dogranie nieczystym uderzeniem z półobrotu finalizował Suarez, przez co nie sprawił Oblakowi kłopotów z interwencją.
Niespełna pięć minut później na bramkę Barcelony sunęła kontra. Felipe Luis próbował zagrać na prawą stronę pola karnego, ale podanie ręką przeciął Andres Iniesta. A że miało to miejsce w polu karnym, sędzia nie miał innej możliwości jak wskazać na "wapno", a Bladą Twarz ukarać kartką - skończyło się na żółtej. Jedenastkę na gola zamienił Griezmann, choć ter Stegen był bliski sparowania futbolówki.
Już w doliczonym czasie gry Iniesta nastrzelił jeszcze rękę Gabiego, która też miała miejsce w szesnastce. Nicola Rizzoli był jednak innego zdania i przyznał Barcelonie rzut wolny. Do piłki podszedł Leo Messi, ale jego strzał powędrował nieznacznie nad spojeniem słupka z poprzeczką.
Jak się okazało, było to ostatnie uderzenie Dumy Katalonii w tej edycji Champions League. Porażka stała się faktem. Teraz przed Barceloną starcie z Valencią na Camp Nou. Początek spotkania w niedzielę o 20:30.