Sobotni mecz nie był zwykłym starciem towarzyskim dla Luisa Suareza. Było to pierwsze spotkanie, w którym rywalem był jego dawny klub, Liverpool. To właśnie z angielskiej drużyny Urugwajczyk przybył do Katalonii. Choć mecz był rozgrywany na Wembley, a nie na Anfield, to jednak kibice The Reds byli większością na trybunach. I to głównie Anglicy zgotowali swojemu byłemu napastnikowi gorące owacje, gdy opuszczał boisko na kwadrans przed końcem spotkania. Podobnie było też przed meczem, gdy nazwisko napastnika pojawiło się na ekranach, przy okazji prezentacji składów.
"Zawsze czułem, w jaki sposób traktują mnie kibice Liverpoolu", powiedział po meczu Suarez w rozmowie z Barca TV. "Szacunek, który mi okazują, pokazuje, że w Anglii wykonałem dobrą robotę i wyrobiłem sobie markę."
Urugwajczyk przyznał też, że tak wysoka porażka boli oraz że żałuje, że nie udało mu się strzelić gola, tak jak w meczu z Leicester. "To był dzień różnych emocji, po spotkaniu tylu kolegów z byłej drużyny."