Uciekli spod gilotyny
Ciężki mecz na trudnym terenie. Tak można było opisać to spotkanie jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Powód jest prosty: Sevilla wygrała ostatnio 7 meczów z rzędu na swoim stadionie, pokonując min. Atletico Madryt i Olympique Lyon. Poza tym, Barcelona nie wygrała ostatnich dwóch ligowych spotkań na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan. Sevilla Jorge Sampaoliego to drużyna grająca szybko i ofensywnie. Widzieliśmy to już w starciach o Superpuchar Hiszpanii w sierpniu i potwierdza się to od początku sezonu w lidze. Barca natomiast nie mogła już sobie pozwolić na stratę punktów, szczególnie niemal w przeddzień El Clasico. Wszystko to sprawiało, że oczekiwaliśmy niezwykłego "partidazo"...
W pierwszym składzie Barcelony nie było większych niespodzianek. Mimo kiepskiej formy, w pierwszym składzie pozostaje miejsce dla Sergio Busquetsa, a pozycję kontuzjowanego Andresa Iniesty zajął tym razem Denis Suarez. W pierwszej jedenastce Sevilli wyszedł natomiast Samir Nasri, którego występ wydawał się wątpliwy. Od samego początku widzieliśmy na boisku prawdziwy rollercoaster. Piłka co rusz znajdowała się pod którąś z bramek. Nie było miejsca na wzajemne rozpoznanie, tym bardziej, że oba kluby mierzyły się już w dwumeczu o Superpuchar Hiszpanii. W 15. minucie stadion eksplodował. Powodem radości była bramka zdobyta przez Vitolo. Gola sprokurował kuriozalny błąd Sergiego Roberto, który nieumiejętnie chciał zagarnąć piłkę zagrywaną przez Pablo Sarabię, futbolówka go minęła, dopadł do niej Vitolo i pokonał Marca ter Stegena. Barcelona próbowała odpowiedzieć, ale niezwykle mądrze grała w defensywie Sevilla. Odległości między zawodnikami gospodarzy były niewielkie, trio MSN było osaczone z każdej strony przez graczy Sampaoliego. Mimo prowadzenia, Sevilla nie ustawała w atakach na bramkę ter Stegena. Mądrze utrzymując się przy piłce, gospodarze szukali okazji do strzału. Co ciekawe i niespotykane w meczach Barcelony, posiadanie piłki w trakcie pierwszych 40 minut było po stronie jej rywali. Co już mniej ciekawe, a bardziej smutne, Sevilla miażdzyła Barcelonę w statystyce strzałów, gospodarze oddali 7 strzałów, o 5 więcej niż goście. Nie zapominajmy jednak, że Barca ma jeden atut, który nie podlega żadnym statystykom - Leo Messiego. W 43. minucie, po szybkim ataku, Neymar odegrał piłkę przed pole karne do wbiegającego w drugie tempo Messiego, a ten precyzyjnym strzałem lewą nogą pokonał Sergio Rico. Pozwoliło to zawodnikom Blaugrany na spokojniejsze zejście do szatni, ale jasne było, że do zwycięstwa jeszcze daleka droga. W pierwszej połowie Sevilla miała więcej oddanych strzałów, więcej wymienionych podań, więcej odbiorów, a i sam styl i wrażenia estetyczne pozostawały po stronie gospodarzy. Barcelonie brakowało spokojnego rozegrania, uporządkowania gry, a szalone tempo sprzyjało graczom Jorge Sampaoliego.
Początek drugiej odsłony gry to nadal zwariowany rollercoaster. Kibice na stadionie niczym w trakcie meczu tenisowego zwracali głowę to w jedną, to w drugą stronę. W ciągu pierwszych 4 minut drugiej połowy zobaczyliśmy 2 sytuacje Barcelony, jedną Sevilli i żółtą kartę dla Mariano. Mimo upływu minut, Sevilla grała ofensywnie i z zębem, u gospodarzy nie było widać upływu sił. Żądny piłki był Leo Messi, skutecznie dryblował, ale jego strzały były niecelne. W 61. minucie to po jego akcji i asyście, na prowadzenie wyprowadził Barcę Luis Suarez. Sevilla poczula się podrażniona, gospodarze czuli, że mogą coś ugrać w tym meczu. "Los Rojiblancos" zdominowali środek pola, wszystkie wybite spod pola karnego piłki trafiały z powrotem do zawodników Jorge Sampaoliego. W 72. minucie Andre Gomes zastąpił niewidocznego do tej pory Ivana Rakitica. Z czasem też, gracze gospodarzy zaczęli tracić siły. Coraz wolniej wracali do obrony, w środku pola zostawiali miejsce Leo Messiemu, czy Denisowi Suarezowi. Szczególnie Argentyńczyk w miarę upływu czasu rozszalał się na murawie, co rusz tworząc okazje swoim kolegom. W 74. minucie bliski wyrównania był N'Zonzi. Po niepotrzebnym wyjściu z bramki Marca ter Stegena, jego strzał minął jednak słupek. W 85. minucie na boisku pojawił się Rafinha. Brazylijczyk zastąpił Denisa Suareza. Do końca meczu grę prowadziła Barcelona. Ostatecznie, po trudnym i wymagającym meczu, podopieczni Luisa Enrique wywożą z Sevilli 3 punkty.
Mimo zwycięstwa, gra Barcelony nie porywała. Gdyby nie geniusz Leo Messiego, rezultat mógłby być inny. "Gdyby to najczęstsze słowo polskie", jak śpiewał Kazik Staszewski, ale faktem jest, że Barca nie przekonywała swoją grą, szczególnie w pierwszej połowie. Nadal pod formą pozostaje Sergio Busquets. Ivan Rakitic również nie spisał się najlepiej. Sergi Roberto drugi mecz z rzędu popełnia fatalny błąd, który skutkuje utratą gola. W trakcie przerwy reprezentacyjnej drużynę Luisa Enrique czeka sporo pracy.
Sevilla FC: Sergio Rico, Mariano, Carriço, Rami, Escudero, N'Zonzi, Nasri (78' Iborra), Vitolo, Sarabia (84' Correa), Vázquez (68' Ganso), Vietto
FC Barcelona: ter Stegen, Sergi Roberto, Mascherano, Umtiti, Digne, Rakitić (72' Andre Gomes), Busquets, Denis Suárez (85' Rafinha), Messi, Luis Suárez, Neymar
Sędzia: Jaime Latre