W sobotę Carles Puyol zwrócił uwagę cules na fakt dominacji Realu Madryt w Lidze Mistrzów. Królewscy wygrali ją czterokrotnie w ciągu ostatnich pięciu lat, a jedynym zespołem, który był w stanie przerwać ich serię, była Barcelona w sezonie 2014/15. Zarząd Barcelony do wniosków podobnych jak Puyol doszedł jednak już po porażce z AS Romą w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.
Jak czytamy w Mundo Deportivo, szefowie Barcy mają proste zdanie. Dublet jest super, bo pokazuje się dominację na krajowym podwórku, ale Liga Mistrzów jest wisienką na torcie, a porażka w niej boli tym bardziej, że zdobywa ją odwieczny rywal. Dyrektorzy Blaugrany wiedzą również, że sponsorzy płacą więcej pieniędzy triumfatorom Champions League, niż ekipom, które odpadają w ćwierćfinałach. To samo dzieje się w kwestii organizacji sparingów czy premii w dotychczasowych umowach reklamowych. Triumf w Lidze Mistrzów otwiera również drzwi do gry w meczach o Superpuchar Europy czy Klubowe Mistrzostwo Świata, których zdobycie poza prestiżem dodaje jeszcze kolejne pieniądze.
FC Barcelona nie ma zamiaru rzucać ręcznika w LaLiga, bowiem kibice Barcy, w przeciwieństwie do tych Realu, tego by nie przyjęli. Rywalizowanie w lidze ma jednak nie oznaczać, że Luis Suarez, Leo Messi czy jakikolwiek inny ważny piłkarz nie może odpocząć w meczu poprzedzającym starcie w Lidze Mistrzów. Dozowanie sił polega na ogrywaniu rezerwowych i młodzieży w Copa del Rey, na zaznaczeniu na czerwono meczów w Europie oraz na porzuceniu strachu związanego z dużymi rotacjami w LaLiga. Kluczowe jest pozostanie w grze o trofea do początku kwietnia i zbudowanie wysokiej formy na półfinały Ligi Mistrzów.
Jak czytamy w MD, ta zmiana mentalności powoduje, że konieczny będzie zarówno wysiłek trenera jak i piłkarzy. Nie można zapominać również o obowiązkach klubu, który musi sprowadzić zawodników do podstawowego składu, aby wzmocnić rywalizację w drużynie. A na to potrzeba pieniędzy. I koło się zamyka.