- Kiedy masz jakość i jesteś przygotowany, możesz wpasować się w każdą drużynę - powiedział Arturo Vidal po swoim pierwszym meczu w barwach FC Barcelony (remis 2:2 z Gironą na Camp Nou). Te słowa wywołały konsternację wśród kibiców katalońskiej drużyny - brakowało w nich fałszywej skromności.
Vidal przeszedł do stolicy Katalonii po trzech latach spędzonych w Bayernie Monachium. Do Bawarii z kolei przeprowadził się po czterech sezonach grania dla Juventusu. W obydwu drużynach był pierwszoplanowym piłkarzem. Jest także gwiazdą reprezentacji Chile. Przybył jako następca Paulinho, co pozwoliło mu liczyć na równie duży kredyt zaufania, którym u Ernesto Valverde cieszył się Brazylijczyk. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem.
Fatalna kontuzja, której Vidal nabawił się w marcu tego roku sprawiła, że jego początki w Barcelonie stały pod znakiem dużej dozy ostrożności. Już po powrocie do pełnej sprawności Chilijczyk odczuwał bowiem ból. Mimo to, trener zdecydował się dawać mu szanse w pierwszych sześciu spotkaniach sezonu ligowego. Za każdym razem Vidal wchodził jednak z ławki - jego najdłuższy fragment na murawie to 19 minut w meczu z Huescą. Zbyt mało jak na kogoś z aspiracjami na pierwszy skład.
Potem zagrał 58 minut z Gironą, by w przegranym starciu z Leganes nawet nie powąchać trawy. To był punkt zwrotny. Arturo nie rozumiał decyzji trenera i trudno mu było się z nią pogodzić. Valverde dał mu szansę z meczu z Athletikiem, ale znów nie zagrał w pełnym wymiarze.
Mecz na Wembley także zaczął na ławce, a pojedynek z Valencią w wyjściowym składzie rozpoczął Arthur.