A potem Bóg zstąpił na ziemię...
Strzelić szybko gola. Potem w wyniku niefrasobliwości w obronie gola jednak stracić. Następnie przed zakończeniem pierwszej połowy doprowadzić do prowadzenia. Obowiązkowe katusze przed samym zakończeniem spotkania tak, by kibice do ostatnich sekund drżeli o wynik. Na przestrzeni ostatnich spotkań można było zakładać, że właśnie taki plan na Barcelonę ma Ernesto Valverde. Dziś jednak znacząca była bardzo istotna zmiana - Barcelona grała na Camp Nou.
Barcelona po raz kolejny postanowiła ukarać tych, którzy spóźnili się dwie minuty i nie siedzieli już wygodnie usadowieni przed fotelem ze szklanką browarka w ręku. Szczerze powiedziawszy to nawet nic specjalnego tego nie zwiastowało. Ot, Blaugrana wrzuciła piłkę w pole karne, ta odbiła się od Pique, po czym wpadła pod nogi defensorów Valladolid. Nagle obdarowany wspaniałym prezentem został Lenglet, który nie omieszkał z tego nie skorzystać i wpisał się na listę strzelców. Chwilę później znów gorąco zrobiło się pod bramką gości, ale sędzia zmuszony był użyć gwizdka, bowiem Busquets stanowczo za wysoko uniósł nogę. Stare demony jednak nie opuściły Barcelony... Valladolid świetnie wykorzystało szansę w postaci rzutu wolnego, najpierw ter Stegen robił co mógł, by nie dopuścić do wyrównania, ale piłka tak niefortunnie odbiła się od gąszczu nóg w polu karnym, że ostatecznie odbiła się od Olivasa, który dość szczęśliwie mógł cieszyć się ze zdobycia gola.
Osobny akapit należy się Ansu Fatiemu. Raz został zatrzymany przed polem karnym, później ponownie Porro przykleił się do niego jak natrętna mucha w upalny dzień do szklanki soku. Młody skrzydłowy nie miał łatwego życia w tym meczu i niestety przekładało się to na jego grę. Nieuczciwym jednak byłoby obarczanie go jakąkolwiek winą, bo w tym prym wiódł dzisiaj Semedo.
Jednak - całe szczęście, że mamy jeszcze takich gości z jajami jak Vidal. To była dwójkowa akcja Chilijczyka i Messiego. Pomocnik rozrzucił piłkę do Leo, po czym pomknął do przodu by świetnie wyjść z drugiej linii. Leo wrzucił futbolówkę w pole karne, a Vidalowi pozostało już tylko pokonać Masipa.
Po upływie pół godziny gry do stojącej piłki podszedł Leo Messi i... po prostu zrobił to, za co wszyscy go kochają. Przymierzył idealnie, z mocną rotacją , dzięki czemu golkiper Valladolid był zwyczajnie bez szans. Dios. Warto jednak zauważyć, że od drugiej bramki generalnie cała Barcelona grała zdecydowanie lepiej, z większą pewnością i lekkością. Nie da się ukryć, że na swój sposób pomagał jej w tym Real, który generalnie zostawiał jej połacie wolnej przestrzeni, co przy grze z takimi zespołami jak Barca - mści się za każdym razem.
Po zmianie stron Barcelona rozpoczęła świetną akcję ze środka boiska, z piłką pomknął Messi i oddał ją na lewe skrzydło do Fatiego, ale 16-letni skrzydłowy niestety nie wpisał się na listę strzelców. Było to podsumowanie jego kiepskiej gry, ale - oczywiście - ze względu na wiek, jesteśmy w stanie mu wybaczyć wszystko. W 59. minucie Ernesto Valverde podjął dziwną decyzję o zdjęciu de Jonga i zastąpieniu go Rakiticiem, pomimo niezaprzeczalnego faktu, że po boisku wciąż biegał Busquets. Chwilę później murawę opuścił Fati (to już było bardziej zrozumiałe), którego zmienił Griezmann.
Ciężko w to uwierzyć, ale w końcu na boisku zaprezentował nam się Suarez! Tak, ten Suarez, którego z mozolnym wysiłkiem można było szukać na murawie bez jakiegokolwiek skutku. Szkoda jednak, że błysnął jedynie ustawieniem się na pozycji spalonej w momencie gdy Messi na spółę z Albą praktycznie podarowali mu w prezencie gola. Całe szczęście, że w 75. minucie Bóg ponownie postanowił zstąpić na ziemię. Fantastycznie wykorzystał podanie Rakiticia, przyjał sobie piłkę na udo, umiejętnię się z nią obrócił i ponownie w pięknym stylu umieścił piłkę w siatce. Nie zdążyliśmy jeszcze kończyć klaskać po pierwszej bramce, a już Griezmann zainicjował kolejną. Znów mogliśmy obejrzeć geniusz Messiego, który posłał piłkę do Suareza, Vidal umiejętnie ściągnął na siebie uwagę obrońców, by ta dotarła do Suareza, który wreszcie wpisał się na listę strzelców. Chwilę później z boiska zszedł Alba, robiąc miejsce na murawie Sergiemu Roberto. Kilka chwil przed zakończeniem spotkania przed szansą na podwyższenie wyniku stanął Vidal, ale niestety piłka od Suareza była dla niego zbyt wysoka. Ostatecznie wynik się nie zmienił i na tablicy widniał wynik 5:1.
Nie ukrywajmy - był to totalny pogrom. Można było odnieść wrażenie, że pod koniec spotkania piłkarze Valladolid modlili się o to, by w tle rozbrzmiał jakiś alarm mobilizujący do ewakuacji, byleby tylko spotkanie skończyło się wcześniej. W drugiej połowie nawet nie marzyli o tym, by strzelić gola. Chcieli po prostu jak najmniej stracić. Cóż, tak to jest, gdy podchodzisz do starcia z samym Bogiem.
FC Barcelona – Real Valladolid 5:1 (3:1)
1:0 Lenglet 3'
1:1 Olivas 15'
2:1 Vidal 29'
3:1 Messi 34'
4:1 Messi 75'
5:1 Suarez 77'