Latem 2012 roku Barça zdecydowała się nie kupować Thiago Silvy, ponieważ uważała, iż Milan żąda zbyt wiele. Tej opinii nie podzielali włodarze Paris Saint Germain, którzy wyłożyli 45 milionów euro na najlepszego stopera świata.
Andoni Zubizarreta zaproponował Tito Vilanovie alternatywę Aleksa Songa, który nigdy nie powinien być uważany za stopera, nawet w sytuacjach kryzysowych czy tymczasowych. Prawda jest też taka, że Tata Martino nie widzi w Songu nawet alternatywy dla Busquetsa, wystawiając Kameruńczyka nieco wyżej.
Dwa lata później widzimy, że transfer Thiago Silvy wcale nie byłby taki drogi. Jeśli dodamy pieniądze zapłacone przez Barçę za Aleksa Songa (19 milionów euro) i kwotę, którą niewątpliwie trzeba będzie wyłożyć na nowego stopera, który i tak nie będzie lepszy od Brazylijczyka. Wychodzi więc na to, że trzeba było szarpnąć się i wyłożyć tych 45 milionów na Thiago Silvę. Nie zapominajmy także, że przez ostatnie dwa sezony piłkarz PSG prezentował formę iście kosmiczną.
Od czasu odejścia Pepa Guardioli Barça nie zdołała uporać się lub może nie chciała uporać się z rewolucją w składzie. Lata uciekają, piłkarze stają się coraz starsi, a zawodnicy wychowywani w La Masii nie grają jeszcze na odpowiednio wysokim poziomie.
Ponadto, do bezpośredniego rywala na arenie europejskiej - Bayernu - 'oddano' Thiago Alcántarę, który mógł być idealnym zawodnikiem-następcą Xaviego, co pewnie pokaże reprezentacja Hiszpanii prowadzona przez Del Bosque podczas czerwcowego mundialu.
Niewątpliwie sztab techniczny Barcelony także miał swoje sukcesy (jak na przykład świetne i bardzo płynne przejście z czasów Pepa do Tito), jednak zawiódł on w kwestiach 'mercato', ponieważ Tatę Martino i Neymara do Barçy sprowadził Sandro Rosell, najlepszy dyrektor sportowy, jakiego klub miał od dawna.
Powyższy felieton napisał we wczorajszym Mundo Deportivo Francesc Aguilar.