Jak pisze Sique Rodriguez z rozgłośni radiowej Cadena SER, głównym celem Barçy jest ochrona wizerunku klubu i prezydenta Josepa Marii Bartomeu. Jak do tej pory sternikowi udało się uniknąć oskarżenia i taki stan rzeczy pozostanie przynajmniej do czasu zeznań przed Sądem Najwyższym pełnomocnika Barcelony, dyrektora generalnego Antoniego Rossicha, oraz Sandro Rosella, które są zaplanowane na 22 lipca. Największym zmartwieniem Barçy jest w tym momencie zniszczenie wizerunku organizacji przez NeymarGate.
Oczywistym jest, że Barcelona przejmuje się oskarżeniami o przestępstwo podatkowe i ewentualnymi karami finansowymi, jednak klub szczególnie martwi się destabilizacją, która pociągnęła już za sobą prezydenta Rosella i dziś koniecznie trzeba bronić Bartomeu. Zarówno w rozmowach publicznych jak i prywatnych obecny sternik zapewnia, że ma zamiar kontynuować swój mandat do 2016 roku, jednak wszyscy mają przed oczami zagrożenie potencjalnym oskarżeniem.
Dział prawny Barcelony utrzymuje, że klub zrobił wszystko zgodnie z prawem przy transferze Neymara, jednak wierzy, iż Sąd Najwyższy może inaczej zinterpretować postępowanie klubu. Tym, czego nie rozumieją, jest postępowanie karne. Częścią strategii obrony Barçy jest chęć przeniesienia sprawy Neymara z postępowania karnego na postępowanie administracyjne. Klub może to osiągnąć, jeśli sędzia zdecyduje się przyjąć pozew przeciwko Sandro Rosellowi za domniemaną malwersację. Pozew ten został wniesiony przez socio Jordiego Casesa i stał się podwalinami NeymarGate, która obecnie zaprowadziła nas aż do Sądu Najwyższego. W tym momencie Sąd Najwyższy ma otwarte dwa postępowania.
Początkiem sprawy jest słynnych 40 milionów euro zapłaconych Neymarowi. Jordi Cases oskarżył Rosella o zapłacenie tych pieniędzy bez transparentnego przedstawienia tego, dokąd trafiły pieniądze, a skończyło się na tym, iż Barça została oskarżona o przestępstwo podatkowe, uznając, że pieniądze te były transferowym bonusem, czyli pensją zawodnika, od której nie odprowadzono odpowiedniego podatku. Obrona Barçy w sprawie Neymara opiera się na tym, iż ww. 40 milionów euro zostało wypłacone firmie N&N za zerwanie wcześniej podpisanej umowy, a nie w ramach transferowego bonusu.
Uściślając, kontrakt podpisany w 2011 roku zakładał, że Neymar trafi do Barcelony latem 2014 roku. Klub sprowadzając zawodnika rok przed wyznaczonym terminem złamał wcześniejsze porozumienie i musiał wypłacić odpowiednią karę. Barça rozumie, że skoro płatność została wykonana na konto brazylijskiej firmy, podatek powinien zostać rozliczony w Brazylii. Barcelona zapewnia, że zapłaciła podatek w wysokości 8 milionów euro fiskusowi z Kraju Kawy, podczas gdy hiszpański żąda 9,1 miliona. Klub argumentowała to milionem oszczędności. Inny punkt widzenia mają śledczy, według których była to chęć uniknięcia konieczności zapłaty.
Barça włączyła do transakcji firmę prowadzoną przez rodzinę zawodnika, ponieważ takie było żądanie ojca i zarazem agenta Neymara. Z tego powodu Barça jest szczęśliwa, że sędzia zdecydował się wezwać go na świadka. Według źródeł w klubie, ojciec Neymara szczegółowo wyjaśni wszelkie szczegóły dotyczące sposobu przeprowadzenia operacji, pokazując sędziemu także ofertę z Realu Madryt, który chciał kupić Brazylijczyka dokładnie w ten sam sposób, co Barça. Według źródeł w Barcelonie, Real miał zapłacić 40 milionów firmie N&N, 50 milionów zadośćuczynienia dla Barçy i dodatkowo wyłożyć 30 milionów euro dla Santosu. W sumie, operacja miałaby kosztować Królewskich 120 milionów euro plus pensję zawodnika.
Jeżeli chodzi o pozostałe umowy podpisane z ojcem Neymara, te dotyczące skautingu, marketingu, etc., prokurator uważa, że to po prostu ukryty sposób na przekazywanie pieniędzy, jednak Barça zapewnia, że przed sądem może udowodnić, iż pieniądze są wypłacane firmom, które rzeczywiście zajmują się powierzonymi zadaniami. Prokurator uważa, że te kontrakty są tylko przykrywką do przekazywania kolejnych pieniędzy zawodnikowi, a Barça broni się tym, iż to wcale nie przykrywka, a relacje, które zostały nawiązane w trakcie negocjacji z ojcem zawodnika i w żadnym wypadku nie należy w ich kontekście rozmawiać o piłkarzu, ponieważ pieniądze otrzymuje nie zawodnik, a konkretna firma, w tym przypadku N&N.
Jak na tę chwilę, Barcelona odrzuca osiągnięcie porozumienia z prokuratorami polegające na przyznaniu się do winy i kontynuuje uważanie siebie za niewinną.
Barcelona zapłaciła już Urzędowi Skarbowemu 13 milionów euro, aby zapobiec ewentualnym późniejszym wydarzeniom, jednak - jak za każdym razem zaznacza - wpłata ta nie oznacza przyznania się do winy. Ten dobrowolny przelew nie uwalnia jednak Barçy od odpowiedzialności karnej, jako że płatnośc została wykonana, gdy proces był już w toku. Urząd Skarbowy uważa, że Barcelona popełniła przestępstwo na kwotę 9 milionów euro. Kara może być sześciokrotnością tej kwoty. Źródła w Barcelonie wierzą jednak, że ewentualna kara nie powinna przekroczyć dwukrotności tej sumy, zakładają, że maksymalnie może ona osiągnąć pułap 20-25 milionów euro. Barça, jak nalega, zapłaciła już 13 milionów.