Vicente del Bosque wypowiedział swego czasu szalenie trafne zdanie: "You watch the game, you don’t see Busquets. You watch Busquets, you see the whole game”. W pewnym uproszczeniu przebieg meczu można sprowadzić do pomocnika Barcelony, wokół którego toczyła się gra, w której on był postacią centralną (nie tylko ze względu na pozycję na boisku) punktem odniesienia.
Luis Enrique zdecydował, że wracający do składu po kontuzji Andres Iniesta rozpocznie El Clasico na ławce rezerwowych. Poza nim na murawę wybiegł „pierwszy garnitur” Barcelony, piłkarze, na których Lucho zwykł stawiać, czyli: Ter Stegen, Sergi Roberto, Pique, Mascherano, Alba, Busquets, Rakitic, Andre Gomes (w miejsce Iniesty), Messi, Suarez oraz Neymar. Więcej kłopotów zdrowotnych miał jego vis-a-vis, Zinedine Zidane. Francuz nie mógł liczyć na Garetha Bale’a i Toniego Kroosa. Ponadto, podobnie jak Enrique, umieścił jedynie wśród rezerwowych rekonwalescenta Casemiro. Na Camp Nou Blancos wybiegli w następującym zestawieniu: Navas, Carvajal, Varane, Ramos, Marcelo, Kovacic, Modric, Isco, Lucas Vasquez, Ronaldo i Benzema.
Oś boiskowych wydarzeń od początku stanowił Sergio Busquets. Brak wysokiego pressingu ze strony Realu (podopieczni Zinedine’a Zidane’a korzystali z niego rzadko, głównie gdy musieli gonić wynik bądź kiedy ter Stegen wprowadzał piłkę do gry z „piątki”) pozwalał gospodarzom na skuteczne włączenie go do gry w pierwszej fazie budowania akcji, co zaowocowało 70 wykonanymi podaniami (najwięcej spośród wszystkich graczy) na bardzo wysokiej, 90-procentowej skuteczności. Przyczyny takiego stanu rzeczy były dwie. Po pierwsze, gwiazdy Realu, Benzema i Ronaldo, w wielu sytuacjach odpuszczały atak na Busquetsa czy choćby cover shadow na nim, tj. ustawianie się w taki sposób względem gracza z piłką, by odciąć mu opcję podania do Busiego. Bierność tej dwójki niekiedy próbowali przykryć, wychodząc wyżej do pomocnika Barcelony i naciskając go Modric lub Isco, ale nie robili tego zbyt często, by nie otwierać za sobą przestrzeni w środku pola, którą Duma Katalonii mogłaby wykorzystać przenosząc piłkę w bardziej zaawansowane sektory boiska. Po drugie, Rakitic i Gomes starali się schodzić szerzej w momencie wyprowadzania piłki, czym skupiali na sobie uwagę drugiej linii Realu. Takie sytuacje jak poniżej zdarzały się więc sporadycznie:
„Lenistwo” dwóch gwiazd przedniej formacji Blancos powodowało brak kompaktowości przestrzennej lub wertykalnej (kiedy pomocnicy decydowali się na pressing pivota gospodarzy), a w innych przypadkach po prostu ogromną swobodę Busquetsa, którą ten potrafi wykorzystać i to też czynił w tym spotkaniu. Dzięki swojej inteligencji, przeglądowi pola i szybkości w podejmowaniu trafnych decyzji, Sergio wielokrotnie w bardzo prosty sposób przenosił piłkę do ostatniej trzeciej, znajdując między liniami Messiego, Neymara bądź Andre Gomesa. Zarówno w spotkaniach z Atletico, jak i ostatnim z Realem Sociedad, Simeone i Eusebio doskonale wiedzieli, że kluczowe dla zneutralizowania Barcelony będzie powstrzymanie Busquetsa i odcięcie go od gry, ograniczenie jego wpływu w pierwszej fazie build-upu, zminimalizowanie kontaktów z piłką i czasu na decyzję. Zidane wolał postawić co najwyżej na średni pressing z niską częstotliwością i zacieśnienie środka pola na własnej połowie. Hiszpański pomocnik robił więc to, co potrafi doskonale – transportował piłkę wyżej. Barcelona stosowała w tym celu schemat ze schodzącymi w półprzestrzenie (lub nawet szerzej) Gomesem i Rakiticem. Ich zadaniem było wyciągnięcie za sobą Isco czy Kovacica aby „otworzyć” zagęszczony środek i stworzyć linie wertykalnego podania Busquetsowi między linie do schodzącego Neymara bądź operującemu od kilku spotkań głównie w strefie środkowej Messiemu. I pod tym względem pomysł ten się sprawdzał, gdyż Leo otrzymał od Busiego aż 12 podań. O mankamentach braku Messiego na flance wspomnimy później.
Busquets szalenie przydatny okazał się być także w ostatnich kilkudziesięciu minutach spotkania, kiedy pomagał drużynie omijać wysoki pressing gości. Jego świadomość pozycyjna i pressure-resistance dawało Barcelonie pewność pod presją w pierwszej fazie build-upu, czego najlepiej dowodzi sytuacja z 68. minuty.
Jeśli spojrzymy na passmap Barcelony z tego pojedynku, dostrzeżemy to, o czym była mowa do tej pory i to, co charakteryzuje Barcelonę Enrique.
Gołym okiem widać nieocenioną rolę Busiego, który scalał formacje, stanowił dodatkową opcję do zagrania i dystrybuował piłkę we wszystkich kierunkach, dbając i o cyrkulację horyzontalną, i o wertykalną. Do tego należy dodać szerokie ustawienie środkowych pomocników (szczególnie Rakitica, który starał się utrzymać strukturę pozycyjną zajmując miejsce Messiego bliżej prawej strony) i wyprowadzanie piłki przez boczne sektory, skąd następnie futbolówka transportowana jest do strefy środkowej poprzez kombinacje w trójkącie: boczny obrońca, skrzydłowy, skrajny pomocnik (widoczne dobrze na lewej flance, którą gospodarze przeprowadzali większość ataków – aż 44%). Brak połączeń między Messim a Suarezem wynika m.in. ze słabej tego dnia decyzyjności Leo, który nie zawsze wybierał korzystne dla drużyny rozwiązania. Druga kwestia to mobilność El Pistolero. Z racji pozycji Messiego przypominającej raczej „dziesiątkę” bądź „fałszywą dziewiątkę” niż skrzydłowego, Urugwajczyk poruszał się wszerz boiska, czy to próbując przeładować silniejszą, lewą stronę, czy też zajmując nominalną pozycję La Pulgi w bocznym sektorze boiska. Wówczas, gdy Leo dostawał piłkę w strefie środkowej, raczej preferował kombinacje z Neymarem na swoją mocniejszą, lewą nogę.
Co wartościowego zapewniało ustawienie gracza z numerem „10” na koszulce w centrum/prawej półprzestrzeni zostało już zaznaczone. Z drugiej strony niosło to ze sobą pewne skutki negatywne dla gospodarzy. Brak Messiego na skrzydle sprawił, że z prawej strony Barcelonie brakowało kreatywności i kogoś, kto byłby w stanie wygrać pojedynek. Ani Roberto, ani Rakitic z pewnością do takich graczy nie należą. Z tego brała się duża statyczność na skrzydle. Do tego zdarzały się takie fragmenty, kiedy wspomniana dwójka zostawała odizolowana w bocznym sektorze, bez połączeń z resztą drużyny, bez kogoś, kto mógłby tworzyć trójkąty do gry kombinacyjnej. Niekiedy Busquets starał się pomagać i łączyć boczny sektor ze środkiem pola i prawą półprzestrzeń, ale nie zawsze było to możliwe.
Nieobecność Leo na prawym skrzydle to też brak szerokości w grze. Starali się ją zapewnić Roberto z Rakiticem, ale z ich strony nie wynikało większe zagrożenie. Dlatego też przyjezdni przerzucali większość sił na przeciwległą flankę, gdzie ze strony Neymara i Alby miało płynąć większe zagrożenie. Doprowadzali tam do przeładowania, stosowali przewagę liczebną, starając się zostawić Brazylijczykowi jak najmniej miejsca. To przyniosło wymierny efekt, gdyż podwajany, krótko kryty Neymar, najlepszy w lidze drybler (przed Klasykiem 58 wygranych pojedynków), zdołał wyjść zwycięsko tylko z 1 spośród 5 pojedynków. Sama ich liczba także została zniwelowana (z blisko 8 na mecz do 5 Gran Derbi). Na lewej stronie zostawał na ogół sam Marcelo, w razie potrzeby (czyli przeniesienia tam gry) wspierany przez pół-lewego pomocnika (Kovacic). Messi w środku to z jednej strony Messi bliżej Neymara i Suareza, a więc większe ryzyko „małej gry”, akcji kombinacyjnych. Z drugiej strony zaś Messi w środku okazał się Messim ograniczonym. Zidane, blokując środek trójką operujących blisko siebie pomocników, mocno ograniczył miejsce Argentyńczykowi, wokół którego nieustannie przebywał któryś z pomocników. Sam Leo wyglądał dość statycznie bez piłki – nie szukał wolnych przestrzeni, w które mogłaby zostać zagrana piłka. Liczył raczej, że miejsce samo się znajdzie bądź stworzą mu je inni. Jak np. w wysokim i średnim pressingu Realu, kiedy pomocnicy wychodzili wyżej w stronę Busquetsa. Drugim problemem La Pulgi była też decyzyjność, czyli to, co jest jednym z jego większych atutów. To samo działo się z nim w pierwszych Gran Derbi pod wodzą Lucho, przegranych na Bernabeu 1:3. Pojawiały się błędy w rozprowadzaniu piłki w ostatniej trzeciej, decyzje podejmował zbyt wolno lub też były one błędne. Oto najjaskrawszy przykład:
Mimo dwóch dobrych opcji do podania, absolutnie możliwych do wykonania, Messi nie posłał piłki ani do Neymara, ani do Rakitica.
Niekiedy gospodarze przesadnie forsowali grę lewą stroną, utrzymanie jej przy linii, choć istniała sposobność przeniesienia jej do strefy środkowej, skąd można skonstruować większe zagrożenie. Z kolei w innych przypadkach na siłę szukali oddania piłki Messiemu nawet, gdy ten nie znajdował się w optymalnej pozycji do otrzymania futbolówki. Przodował w tym Neymar, wybierając nic nie wnoszące rozwiązania kosztem oddania piłki partnerom okupującym wolne przestrzenie, skąd mogła następować dalsza cyrkulacja piłki. Na tym polu Real miał kolejne kłopoty z Busquetsem, gdyż nie potrafili zapewnić mu krycia gdy piłka przesuwała się wzdłuż linii bocznej do drugiej tercji. Tam w bliższej półprzestrzeni (z reguły lewej) pojawiał się pozostawiany bez opieki Sergio, czekając na przegranie futbolówki przez niego, skąd horyzontalnie lub wertykalnie mógł przesuwać grę dalej. Brazylijczyk zbyt często ignorował jednak dobre ustawienie Hiszpana.
Gracze Realu w ataku stosowali proste schematy. Pierwszym z nich było szybkie przenoszenie gry z jednej strony boiska na drugą. Najczęściej z mocno zagęszczonej prawej strony piłka zostawała przerzucana na przeciwległą stroną boiska do ofensywnie usposobionego Marcelo. Szczególnie w początkowej fazie spotkania Brazylijczyk znajdował się w sytuacjach 1 na 1 z Sergim Roberto, które starał się kończyć dośrodkowaniami. Łącznie wykonał ich aż 9, z czego tylko1, w samej końcówce meczu, było dokładne. Ten sposób kreowania sytuacji bramkowych znany był z poprzednich pojedynków ligowych Blancos i podopieczni Zinedine’a Zidane’a stosowali go również w sobotę. Łącznie wykonali 31 dośrodkowań przy raptem 12 Barcelony. Niższa była ich efektywność, co wynikało poniekąd z braku Garetha Bale’a. Walijczyk jest znany z doskonałej gry w powietrzu, w tym zamykania dośrodkowań na dalszym słupku, gdzie wobec niskiego Alby mógłby stanowić skuteczną broń w polu karnym. Lucas Vasquez głową nie gra tak dobrze ani nie ma tendencji do wchodzenia w szesnastkę przeciwnika przy centrach z przeciwnej flanki.
Druga broń Realu polegała na dążeniu do przeładowania swojej prawej strony i stworzeniu tam przewagi liczebnej, co w konsekwencji miało doprowadzić do wymianie kilku błyskawicznych podań na małej przestrzeni i prostopadłym zagraniu wzdłuż linii bocznej do Lucasa Vasqueza lub Daniego Carvajala.
Prowadzenia gry środkiem pola przez gości nie oglądaliśmy, gdyż Barcelona rzadziej popełniała błędy strukturalne oraz stosowała intensywniejszy, wyższy pressing, uniemożliwiający, czy też mocno utrudniający, długie i cierpliwe budowanie gry od tyłu. Szwankowała struktura pozycyjna, spacing, a także wspominana już kompaktowość. Ustawienie piłkarzy francuskiego szkoleniowca sprawiało, że cyrkulacja futbolówki zostawała skrępowana, a gospodarze bez specjalnego wysiłku mogli odcinać zawodnikowi z piłką opcje do podania. Wszystko to obrazują poniższe screeny. Goście zmuszeni więc byli do bezpośredniości w grze (dużo wymuszonych, długich piłek, szczególnie od Varane’a) i ataków skrzydłami.
Jedyne akcje środkiem pola Real przeprowadzał jedynie, gdy nadarzyła się okazja do szybkiego ataku. Wówczas angażował w grę dwóch z trójki pomocników, Marcelo i napastników. Więcej było przemyślanych ruchów bez piłki czy szybkich podań. Największe zagrożenie przyniosły te z 34. i 76. minuty. Co ciekawe, w obu udział brał Mateo Kovacic, wspomagając je swoją dynamiką i umiejętnością zagrania między linie:
O losach meczu w końcowym rozrachunku rozstrzygnęły dwa stałe fragmenty. Z przebiegu meczu więcej składnej, przemyślanej piłki miała do zaoferowania Barcelona, ale za sam styl nie przyznaje się więcej punktów. Real, mimo niedoskonałości od strony taktycznej, mają unikalną umiejętność zdobywania punktów nawet, kiedy gra się nie układa. Z pewnością to Madrytczycy są bardziej zadowoleni z tego remisu. Dla Zidane’a z kolei satysfakcją może być także osiągnięcie tego rezultatu bez kluczowych graczy jak Toni Kroos czy Gareth Bale’a oraz z faktu, jak udanie zastąpili ich dublerzy. Luis Enrique ma natomiast do przemyślenia kwestię zoptymalizowania pozycji Messiego.