Sztab szkoleniowy twierdzi, że pierwszy szczyt formy piłkarzy Blaugrany nadejdzie w połowie października. Nikt z nas nie ma chyba jednak nic przeciwko, by do tego czasu utrzymać formę ze spotkań z Sevillą i Racingiem. Ze względu na korzystny terminarz nie ma wątpliwości, że wrzesień upłynie pod znakiem efektownych zwycięstw i pięknych bramek. Na dobry początek spotkanie z Herculesem Alicante. Mecz z beniaminkiem już w sobotę o godzinie 18.00.
Zapowiedź tej potyczki zacznę nietypowo, gdyż od pochwał pod adresem betonu rządzącego światową piłką. Ktoś mądry postanowił przesunąć o jeden dzień wstecz dni rozgrywania spotkań międzypaństwowych, co w połączeniu z prawdopodobnie lepsza logistyką wewnątrz reprezentacji narodowych sprawiło, że już w środę w stolicy Katalonii zameldowali się wszyscy kadrowicze, a w czwartek odbył się normalny trening. Cóż, wygląda na to, że raz na zawsze skończyły się czasy, w których piłkarz na sobotni mecz ligowy jedzie niemal prosto z lotniska (mowa tu rzecz jasna o rozgrywających swoje spotkania za oceanem) i w najlepszym przypadku wchodzi z ławki. Ponadto w ciągu ostatniego tygodnia nikt nie odniósł kontuzji i Pep Guardiola ma wspaniałe pole manewru przed sobotnim spotkaniem, inauguracyjnym meczem ligowym na Camp Nou w sezonie 2010/2011.
Wspaniałe losowanie grup eliminacyjnych Ligi Mistrzów sprawiło, że przed
Dumą Katalonii w ciągu najbliższego miesiąca tylko jeden pojedynek ciężkiego kalibru – mowa tu rzecz jasna o wyjeździe na Vicente Calderon w przyszłą sobotę. Pozostali przeciwnicy, włącznie z wizytującym Barcelonę we wtorek Panathinaikosem Ateny, są o wiele mniej wymagający, stąd też ciężko przewidzieć składy Barçy na najbliższe spotkania, gdyż z pewnością będziemy mieć do czynienia ze sporą ilością rotacji, tudzież z mniej lub bardziej oryginalnymi pomysłami Guardioli na zestawienie składu, który odniesie pewne zwycięstwo, angażując przy tym jak najmniej sił. Znając myśl Pepa można jednak zakładać, że o pierwsze punkty w fazie grupowej Champions League powalczy najsilniejszy możliwy skład, a sobotniego gościa podejmie na Camp Nou odrobinę mniej uzbrojona
delegacja.
Hercules Alicante to bowiem beniaminek Primera Division, który wraca do najwyższej klasy rozgrywkowej po trzynastu latach nieobecności. Były klub... Jana Tomaszewskiego nie ma na koncie żadnych znaczących sukcesów, godne odnotowania jest tylko dziewiętnaście sezonów w La Liga i piąte miejsce w tabeli w sezonie 1974/75. Podczas wspominanego ostatniego sezonu w elicie drużyna z Alicante wsławiła się dwoma
remontadami w meczach z Barceloną i choć spadła z ligi, wydatnie przyczyniła się do zdobycia mistrzostwa przez Real z Fabio Capello na ławce trenerskiej. W ostatnim czasie Hercules zasłynął zakontraktowaniem Davida Trezeguet i Roystona Drenthe, a na bramce tej drużyny stoi dobrze znany sympatykom La Liga Juan Calatayud. W inauguracyjnym meczu tego sezonu piłkarze z Alicante przegrali na własnym stadionie z Athletic Bilbao 0-1.
Beniaminek z Alicante to jedna z dwóch drużyn w lidze (drugą jest inny nowicjusz - Real Sociedad San Sebastian), której Leo Messi nie strzelił jeszcze bramki. Będący w świetnej formie od startu sezonu Argentyńczyk, który we wtorkowym meczu z Hiszpanią zdobył pierwszą od roku i czternastą w karierze bramkę dla narodowej reprezentacji z pewnością nie może się doczekać meczu z Herculesem, będącym doskonałą okazją do powiększenia strzeleckiego dorobku w Primera Division. Camp Nou oczekuje również na debiut w bordowo-granatowej koszulce Javiera Mascherano i kolejny z Argentyńczyków zapewne pojawi się na boisko choćby w końcówce spotkania. Oczekujmy dobrego widowiska i wielu bramek, gdyż nic nie wskazuje na to, by Blaugrana nie zaczęła kolejnego ligowego sezonu na Camp Nou od efektownego zwycięstwa.
FC Barcelona – Hércules Alicante, Camp Nou, 11.09.2010, godz.18.00