Być może dla niektórych zawodników Barçy sezon trwa długo i brakuje im nieco sił po ogromnym wysiłku, który został nagrodzony ligą, pucharem i Superpucharem Hiszpanii. Ale inni gracze, którzy nie mieli tak wielu minut w pierwszej części rozgrywek z powodu kontuzji lub nie znalezienia swojego miejsca w systemie Hansiego Flicka, kończą sezon na wyjątkowym poziomie. Tak jest w przypadku Fermína Lópeza, który gdyby Barça zakwalifikowała się do finału Ligi Mistrzów, z pewnością znalazłby się w wyjściowej jedenastce. Nikt nie ma teraz jego iskry i udowodnił to ponownie w meczu z Villarrealem dzięki świetnej pierwszej połowie, w której tuż przed przerwą wyrównał strzelił na 2:1.
22-letni pomocnik, który stworzył już trzy szanse, oddał decydujący strzał lewą nogą ze skraju pola karnego, a piłka wpadła tuż obok słupka.
Był to trzeci gol Fermína w ostatnich czterech meczach, po zwycięstwie 1:2 z Valladolid i wygranej 0:2 z Espanyolem w meczu decydującym o tytule. Byłyby cztery w czterech, ale przeciwko Realowi Madryt (4-3) w doliczonym czasie gry nie uznano mu bramki na 5:3 za odbicie piłki ręką, co do której analitycy sędziowscy, mając w ręku przepisy dotyczące późniejszego zagrania, zgodzili się, że powinna być ważna. Zdobył w sumie pięć ligowych bramek, wszystkie w 2025 roku.