Xavi Hernandez nie miał wątpliwości, lecz nawet on został zaskoczony. W dniu, kiedy Barcelona ogłosiła Pepa Guardiolę swoim nowym trenerem w lecie 2008 roku, po zakończeniu bezowocnego sezonu, 18 punktów za zwycięskim w lidze Realem, pomocnik był przekonany, że zmiana nadejdzie. Jednak nawet on nie mógł oczekiwać tak ogromnej zmiany w tak krótkim czasie. W ciągu 12 miesięcy Barcelona zdobyła potrójną koronę: liga, Copa del Rey i Puchar Europy należały do nich. A czekało więcej. Dużo więcej.
"Kiedy podpisali z nim kontrakt, powiedziałem: 'Madre mia, będziemy latać'", wspomina Xavi. "Przysięgam, to perfekcjonista - gdyby Pep zdecydował się zostać muzykiem, byłby dobrym muzykiem. Gdyby chciał być psychologiem, byłby dobrym psychologiem. Jest obsesyjny: nie odpuściłby, dopóki nie osiągnąłby tego poziomu. Wymaga od siebie tak wiele. I ta presja którą na siebie nakłada, te wymagania są zaraźliwe - rozprzestrzenia się na wszystkich. Chce by wszystko było perfekcyjne. To pesado." Ciężki. Pracowity. Intensywny.
Ta intensywność poprowadziła Guardiolę ku zostaniu trenerem, który odniósł najwięcej sukcesów w historii Barcelony. Doszedł do czterech kolejnych półfinałów Ligi Mistrzów i wygrał 13 trofeów. Dwa mu umknęły w ciągu tygodnia, kiedy Barcelona została wyeliminowana z Ligi Mistrzów przez Chelsea i pokonana przez Real Madryt w clasico, pozostawiając ich siedem punktów za rywalem z czterema meczami do rozegrania, praktycznie pozbawiając szans na tytuł. Lecz wciąż jest finał Copa del Rey na koniec sezonu. Niech wygrają to, a licznik dobije do 14 na 18 możliwych trofeów.
Były trzy mistrzostwa Hiszpanii z rzędu i dwa Puchary Europy w ciągu zaledwie czterech lat. I przedtem jeszcze tytuł ligowy jako trener Barcelony B. "Sukces" to prawie eufemizm. Nie chodziło tylko o sukces, chodziło również o styl. Barcelona była inna.
Tak jak Guardiola. Jeden z jego współpracowników nazwał go "uwodzicielskim". Jest tak trudno sprawiedliwie ocenić to, co sobą reprezentuje w imieniu Klubu. Miało miejsce coś w rodzaju masowego wstrzymywania oddechu, gdy oczekiwanie na decyzję o jego przeszłości przeciągało się, tak jakby cała Katalonia nerwowo krążyła w tę i z powrotem po korytarzu szpitalnym, obgryzając paznokcie, spoglądając na zegarek, który uparcie nie chciał drgnąć. Niewielu reprezentowało Barcelonę jak Guardiola. Być może nawet nikt, pomimo statusu przyznanego Johanowi Cruyffowi - kontrkulturowemu rewolucjoniście, buntownikowi i estecie z którego sam Guardiola czerpał inspirację.
Kiedy Barcelona dotarła do finału Pucharu Europy w 1986 roku, 15-letni chłopiec od podawania piłek wybiegł na boisko w kierunku Victora Munoza, zdobywcy decydującego karnego przeciwko Gothenburgowi, po jego koszulkę. Tym chłopcem był Guardiola. Podczas jednego meczu przeciwko Madrytowi podbiegł do sędziego i powiedział mu, że pogrywa z emocjami całego narodu, i nie mówił o Hiszpanii. Kiedy Andres Iniesta był dzieciakiem, były dwa plakaty na jego ścianie w La Masii: na jednym była Catherine Zeta Jones, na drugim Pep Guardiola. Cesc Fabregas wciąż ceni podpisaną koszulkę Guardioli, którą otrzymał jako junior w klubie.
Katalończyk i produkt systemu młodzieżowego Barcelony, szczupły dzieciak wyciągnięty z anonimowości przez Cruyffa, Guardiola został członkiem, a następnie kapitanem Dream Teamu - modelu, do którego przyrównywane są wszystkie inne drużyny Barcelony i który drużyna Guardioli zastąpiła. Jest to samo przywiązanie do futbolowej tożsamości. Lecz jest to robione jeszcze lepiej. Godziny są dłuższe, detale bardziej znaczące. W niedawnej przemowie w parlamencie Katalonii, gdzie otrzymał medal honoru, Guardiola opisał jak ukrywa się w ciemnym pokoju godzinami oglądając nagrania przed każdym meczem, studiując i myśląc, aż moment eureki nadejdzie. "Jeżeli wszyscy ciężko pracujemy", powiedział, "jesteśmy narodem nie do zatrzymania".
Nie tylko talent, lecz również intensywność i poświęcenie definiują Guardiolę. To ta sama intensywność, która przyczyniła się do jego odejścia, i to samo poświęcenie, które przyczyniło się do jego opóźnienia: trener był zaniepokojony wpływem, jaki jego oświadczenie może wywrzeć. Ostatecznie jednak to wpływ na niego był większy. Był zbyt wielki. Jego lewy obrońca Eric Abidal miał przeszczep wątroby, jego asystent Tito Vilanova miał usuwany nowotwór, on sam spędził czas w szpitalu z powodu problemów z plecami. Koszt emocjonalny był tak wielki, jak ten fizyczny. Trenowanie Barcelony odcisnęło swoje piętno.
Była radość - pochwały ze strony jego piłkarzy i niektórych przeciwników wykraczały poza normalną kurtuazję - lecz był również rodzaj zmęczenia widoczny u Guardioli, szczególnie w ostatnich latach. Uśmiech, kiedy mówi o utracie włosów, ukrywa poważną wiadomość. Barcelona jest klubem, gdzie presja jest intensywna; Guardiola mówił, że to klub z krótkimi cyklami. Telewizja pokazała go wnioskującego, że trzy lub cztery lata to maksimum, dając do zrozumienia, że jego czas "dobiegał końca".
Jose Mourinho niedawno powiedział, że Pep Guardiola powinien otrzymać kontrakt w Barcelonie "na 50 lat". "Myślałem że Jose kocha mnie bardziej!", zażartował Guardiola. Żart wiele ukazał. Posada w Barcelonie wyniszcza każdego trenera i Guardiola jest trenerem poświęcającym wiele wysiłku i emocji swojej roli; znaczenie, jakie jej przypisuje, cześć, jaką oddaje klubowi i piłce - "Futbol go potrzebuje", powiedział Raul w zeszły czwartek - przynosi ze sobą wielki czynnik zmęczenia.
Dorzućcie ten Madryt, z tym menedżerem, tymi mediami, tym otoczeniem, i wpływ jest jeszcze większy. Nie tylko były wewnętrzne problemy Barcy, nie tylko Madryt jest świetną drużyną, która może dotrzymać kroku Barcelonie do samego końca, popychając ich do krańców możliwości, ale również atmosfera się zmieniła. Agenda jest teraz inna i atmosfera stała się dusząca. Guardiola i Raul są przyjaciółmi; Guardiola i Mourinho kiedyś byli. Już nie. Rozczarowanie i ból, irytacja, są namacalne. Smutek, poczucie gorzkości. Może to brzmieć melodramatycznie, przesadnie emocjonalnie, lecz z punktu widzenia Guardioli jest prawdziwe.
Nawet to, co robił dobrze, zostawało użyte przeciw niemu; wielu odrzucało jego komplementy prosto w twarz. "Być może to prawda", powiedział, "być może sikam perfumami". Może nie mieć racji, może jest wrażliwy, nie jest aniołem i nie jest zupełnie bez winy, lecz boss Barcelony postrzegał wiele z tego, co nieubłaganie krąży wokół tych klubów, jako niepojęte i krzywdzące. Oskarżenia i podejrzenia, ciągłe napięcie, zainteresowanie, odcisnęły swoje piętno. Był aż nadto świadom, w jaki sposób może zostać wykorzystane każde jego słowo i czasem czuł się bezsilny w swojej obronie. Zaangażowanie było zawsze ogromne; teraz to po prostu zbyt wiele. Znalazł się wyciągnięty na terytorium, gdzie nie czuje się komfortowo. To nie to czego chciał, ani to co proponował. Lecz jest to tym, czym jest i nie da się od tego uciec. Kiedy Mourinho przekonywał, że on i Guardiola są tacy sami, trener Barcelony powiedział: "W takim razie będę musiał zastanowić się nad swoim zachowaniem".
W prostych słowach: Pep Guardiola rzadko czerpał radość z ostatnich dwóch lat. Przed ostatnim z czterech clasicos rozgrywanych pod koniec poprzedniego sezonu, powiedział: "To było osiemnaście trudnych dni." Jego twarz sama mówiła, jak trudnych. Kilka dni wcześniej wybuchł i wygłosił już sławną tyradę na Mourinho mówiąc, że portugalski trener to puto amo (pieprzony szef) konferencji prasowych na Bernabeu. To było zaplanowane, kontrolowane. Lecz nie potrafił kontrolować swojego środowiska tak, jak by chciał; i utrzymywanie kontroli zawsze było dla niego ważne. Coraz bardziej obracał się w stronę sarkazmu. Czasem niósł on gorzkość.
Było coś smutnego w scenie z zeszłego tygodnia. Spytany o spotkania między Realem Madryt a Barceloną, Guardiola jakby zapomniał o niektórych momentach, które zdefiniowały jego pobyt na ławce trenerskiej Barcelony, o 6-2 i 5-0, o dotarciu do finału Ligi Mistrzów i zdobyciu Superpucharu Hiszpanii, o kilku najwspanialszych momentach Leo Messiego i własnych innowacjach taktycznych, jak zwycięstwo na Bernabeu z trójką obrońców. Zamiast tego, powiedział: "Nie mam po nich dobrych wspomnień." I kiedy dochodzi do tego, pora odejść.