Kolejny dzień i znowu pełno informacji dotyczących transferu Neymara. Oczywiście informacji spoza dwóch głównych katalońskich mediów, Sportu i Mundo Deportivo, które o całej sprawie piszą bardzo mało. Ich zupełnym przeciwieństwem są pozostałe ważne dzienniki: katalońskie El Periodico, ARA czy madryckie Marca lub AS.
Wiadomością dnia wydaje się być informacja z madryckiego Sądu Najwyższego. Sędzia Pablo Ruz zdecydował się na wprowadzenie sprawy Neymara na wokandę. Hiszpan podejrzewa, iż przy całej operacji mogło dojść do malwersacji finansowych i pragnie pod tym kątem dokładnie zbadać sprawę. Sandro Rosell pragnie - według Sportu i Jordiego Bordy - przenieść proces z sądu w Madrycie do w Barcelonie. Byłaby to zmiana podyktowana tym, iż sprawa związana z powodem pozwu miała miejsce w Katalonii i tam też - według Barçy - proces powinien mieć miejsce.
Przeanalizujmy dokumenty pozwu. Po pierwsze, sędziemu Ruzowi nie zależy na jak najszybszych zeznaniach Sandro Rosella. Prezydent Barçy gorąco deklarował swoją gotowość do złożenia wszelkich wyjaśnień, jednak przedstawiciel prawa pragnie pierw otrzymać:
- papiery z FIFA dotyczące transferu Neymara;
- kontrakt/y podpisane przez Neymara z firmą N&N dotyczące jego ekonomicznej przyszłości po osiągnięciu statusu wolnego agenta;
- od brazylijskiego odpowiednika Sądu Najwyższego (jako organu mogącego je wyegzekwować) dokumenty Santosu FC: umowę podpisaną z Neymarem oraz wszelkie papiery związane z porozumieniem z Barceloną dotyczącym transferu;
- kontrakty na linii Barcelona - Santos dotyczące praw do pierwokupu trzech piłkarzy Santosu za 7,9 miliona euro;
- dokumenty dotyczących płatności 9 milionów za sparingi Barçy z Santosem.
Jak sami doskonale widzicie, sędzia żąda wielu dokumentów. W uzasadnieniu przyjęcia pozwu Ruz potwierdza kontrakty podpisane przez Barcelonę z firmą N&N. W 2011 roku Barça podpisała z N&N kontrakt na 10 milionów euro bezinteresownej pożyczki, która miała zostać zwrócona po sfinalizowaniu transferu do 2014 roku. W tym samym czasie podpisano kolejną umowę, która gwarantuje firmie N&N 40 milionów euro za 'prawa ekonomiczne i wizerunkowe Neymara' (i tam też zawarto 10 milionów euro pożyczki). Dodatkowo, została ustalona także klauzula w wysokości 40 milionów euro w przypadku zerwania umowy.
Z kolei z dokumentów z 3 czerwca 2013 roku wynika, że: 1) umowa z 2011 roku została rozwiązana, ponieważ piłkarz przeszedł z Santosu do Barcelony, a nie zrobił tego dopiero po zostaniu wolnym agentem; 2) w związku z rozwiązaniem umowy, Barça musiała zapłacić klauzulę w wysokości 40 milionów euro; 3) Neymar podpisał z Barceloną kontrakt zawodnika.
Analizując kontrakty podpisane przez Barçę i Neymara dochodzimy do wniosku, że 40 milionów euro za 'prawa ekonomiczne i wizerunkowe do Neymara' zamieniły się w odszkodowanie. Dodatkowo, nigdzie nie została wspomniana pożyczka, która mogła - ale nie musiała - być częścią tej sumy. Jak na dłoni widać tutaj możliwą malwersację i podpisywanie 'kontraktów symulowanych', mających inne przeznaczenie od zapisanych w umowach.
Ponadto, z dokumentów klubu za rok finansowy zakończony 30 czerwca 2012 roku jasno wynika, że Barça wpłaciła 10 milionów euro na poczet przyszłego transferu, którego cena wyniesie 40 milionów. Z raportu finansowego Barçy za 2013 rok nie wynika, iż klub zapłacił pozostałych 30 milionów euro (10 milionów pożyczki włączamy do tych 40). W dokumencie pojawia się wprawdzie wzmianka o transferze Neymara, jednak nie ma tam żadnych szczegółów. Nie ma nic o klauzuli, nie ma nic o pieniądzach dla Santosu, zero. A na konferencji prasowej klub ogłosił przecież, że transfer Neymara wlicza się jeszcze do budżetu na sezon 2012/2013.
Wszystko to prowadzi nas do jednego końca. Sędzia Ruz uważa, iż mogło dojść do pogwałcenia 252. artykułu hiszpańskiego Kodeksu Karnego, mówiącego o malwersacjach finansowych. Ech. Warto też dodać, iż sędzia jasno podkreślił w swoim raporcie, że pozew jest kierowany przeciwko Sandro Rosellowi i nie ma zamiaru godzić w wizerunek klubu.
Przejdźmy dalej. Dziennik ARA pisze, iż klub nie wystosował póki co pozwu przeciwko El Mundo, jednak nie wiadomo, czy miałby on większy sens, ponieważ... liczby upublicznione przez madrycką gazetę są prawdziwe. Kwestią sporną jest wyłącznie to, w jaki sposób podliczone zostaną pieniądze. Jak donosi ARA, sędzia Ruz ma w ręku aż 12 kontraktów - 7 podpisanych pomiędzy Barçą, Neymarem a Santosem i pozostałych 5, pod których są sygnatury przedstawicieli Barcelony oraz piłkarza i firmy ojca.
Poza 40 milionami zapłaconymi Neymarowi i dodatkowymi 10 milionami transferowego bonusu 'powitalnego' (8,5 miliona pensji oraz 1,5 miliona za prawa do wizerunku), Barça za pomocą kilku kontraktów zobligowała się do zapłacenia rodzinie Neymara w sumie 11,1 miliona euro. Pochodzenie tej ostatniej sumy wyjaśnialiśmy już tutaj, nie ma więc sensu robić tego ponownie.
Dziennik ARA od kwoty podanej przez El Mundo odejmuje sprawę kontraktu opiewającego na 7,9 miliona euro podpisanego przez Barçę z Santosem za prawa do pierwokupu trzech młodych piłkarzy brazylijskiego zespołu; 4,5 miliona euro dla Santosu w przypadku, gdyby Barça nie rozegrała towarzyskiego meczu oraz dodatkowe 2 miliony euro dla Santosu w przypadku wygrania przez Neymara Złotej Piłki. Niektóre źródła - według ARA - podają także prowizje dla André Cury'ego i Marcosa Malaquíasa za ich pracę podczas transferu. Przypominam, iż Barça zapewniała, że przy transferze Neymara nie było żadnych prowizji dla pośredników.
Czas na kolejną gazetę - katalońskie El Periódico, piszące o klauzulach poufności w kontraktach Neymara, którymi tak często zasłaniał się Sandro Rosell i jego zarząd. Według dziennika, poddane 'ochronie' są wyłącznie kontrakty podpisane przez Barcelonę z ojcem Neymara dotyczące 2 milionów euro za "szukanie talentów" w Brazylii oraz "poszukiwania sponsorów" w Brazylii za 4 miliony euro. Według El Periódico, pozostałe kontrakty - czyli te dotyczące 40 milionów euro dla firmy N&N, 10 milionów bonusu dla ojca Neymara czy 2,5 miliona na pomoc biednym dzieciom w brazylijskich favelach - nie są objęte klauzulą poufności i Barcelona może o nich swobodnie rozmawiać. Transparencja pierwszą klasą, Panie Rosell.
Jakub Kręcidło