Luty na pewno nie był dobrym miesiącem dla Sergiego Roberto. Hiszpan wystąpił zaledwie w jednym z siedmiu rozegranych przez Barcelonę meczów. W sumie, wystąpił to złe słowo - zaliczył dwuminutowy epizod. Marzec Sergi zaczyna w tym samym tonie - poza listą powołanych.
Nic nie zapowiadało takiej zmiany sytuacji. W styczniu Roberto zagrał we wszystkich ośmiu meczach (czterech w lidze i czterech w Copa). Hiszpan pojawiał się w drużynie Martino regularnie, choć w rozgrywkach ligowych zawsze wchodził z ławki - dwa razy jako pierwszy zmiennik, raz jako drugi i raz jako trzeci.
Nagle nastąpił luty i Sergi Roberto... przepadł. Hiszpan zagrał dwie minuty w meczu z Sevillą (4:1). I nic więcej. Przesiedział na ławce mecze z Valencią i Realem Sociedad (w Copa), został powołany i odstawiony na trybuny w spotkaniach z Rayo Vallecano i Manchesterem City, a w końcu pominięty przez Tatę Martino na liście na spotkania z Sociedadem i pierwsze marcowe - z Almerią.
Według wyliczeń katalońskiego Sportu, Sergi Roberto zagrał w tym sezonie w 22 meczach z 42, jednak rozegrał zaledwie 30% wszystkich minut. Sergi w 8 meczach wyszedł w podstawowej jedenastce (i rozegrał wtedy 90 minut), natomiast w 14 pojawiał się z ławki. Ponadto, Hiszpan osiem razy przesiedział cały mecz na ławce rezerwowych, 3 razy nie znalazł się na liście powołanych, a dziewięciokrotnie został przez Tatę odesłany na trybuny.
Do końca sezonu Barcelonie zostało jeszcze maksymalnie 18 spotkań - 12 spotkań w La Liga (nie liczymy dzisiejszego, przyp. Mashi), finał Copa del Rey i 5 spotkań w Lidze Mistrzów (wliczając finał). Sergi Roberto wciąż może mieć szansę na ponowne przekonanie do siebie Taty Martino.