W oczekiwaniu na święta Wielkanocne, fani Barcelony mają nadzieję na jeszcze jedno zmartwychwstanie. Marzą o powrocie ze świata umarłych jednej z najlepszych drużyn w historii futbolu, ekipy, która ostatnimi czasy sukcesywnie była raniona, aż niektórzy jej sympatycy stwierdzili zgon. Aby dowiedzieć się, czy była to trafiona i niezbyt pochopna diagnoza, należy poczekać do środowego widowiska. W Walencji piłkarze Dumy Katalonii staną przed być może ostatnim ważnym sprawdzianem. Czas na trzecie i ostatnie Gran Derbi tego sezonu.
Przeglądając kursy na stronie internetowego bukmachera zastanawiałem się, czemu płacą tam mniej za zwycięstwo Barcelony. Przecież idąc tokiem rozumowania szarego fana Barcelony i patrząc na obraz wykreowany przez media, to Real Madryt jest murowanym faworytem tego spotkania. Ale chwilę się nad tym zastanowiłem i doszedłem do ciekawych wniosków. Dlaczego to Los Blancos uważani są za faworyta? Przecież sami nie są w cudownej dyspozycji. Wysnuwanie takich wniosków może być spowodowane katastrofalną formą Barcelony. Tej samej Barcelony, która dwa tygodnie temu przy odrobinie szczęścia mogła rozstrzelać Atletico przed własną publicznością? Drużyny, która w sobotę przegrała w sobotę z Granadą, oddając grubo ponad dwadzieścia strzałów?
Drużyna z Katalonii w tydzień może przegrać wszystko, odpadła z Ligi Mistrzów, szanse na obronienie tytułu mistrza Hiszpanii drastycznie spadły, ale pozostał jeszcze jeden mecz w rozgrywkach Copa del Rey. Zanim będziemy wykopywać stołek spod tyłka Taty czy robić niewyobrażalną czystkę w szeregach zawodników (jak się dobrze rozpędzić, to łatwo zapomnieć, że wciąż mamy bana na transfery), tchnijmy w tych ludzi naszą wiarę i nadzieję jeszcze raz.
Nie będzie łatwo. Sama sytuacja kadrowa Dumy Katalonii nie napawa optymizmem. Mimo, że powołani zostali wszyscy stoperzy Barcelony, to trzech z nich nadal nie otrzymało definitywnego, zielonego światła do gry. Oznacza to, że chyba pierwszy raz w tym sezonie, przewidzenie jedenastki na spotkanie jest zadaniem ciężkim. Ale jeśli Tata nie popadł jeszcze w szaleństwo spowodowane niechlubnymi wynikami, to powinien zrezygnować z piłkarzy, których forma nie jest obiecująca. Każdy może wstawić tu swoje nazwiska, ale u mnie padło zdecydowanie na Fabregasa i Pedro, których dyspozycja nie powala i oglądanie ich jutro może mnie doprowadzić do stanu przedzawałowego.
Jeśli ktoś nie wierzy w sukces czy nie czuje ducha zbliżającego się klasyku, niech nie ogląda jutrzejszego meczu. Reszta niech połączy się sercem z drużyną, która bardzo potrzebuje mentalnego wsparcia. Fryderyk Nietzsche powiedział mądre zdanie: „Z największej rozpaczy można uczynić najbardziej niezwyciężoną nadzieję.” Niech ten cytat naprowadzi na drogę wiary w zwycięstwo tych z Was, którzy zabłądzili. Som un equip!
FC Barcelona - Real Madryt
16.04.2014, godz. 21:30, Estadio Mestalla