Jak donosi madrycka Marca, przygoda Taty Martino z Barceloną nie dobiegła jeszcze końca. Argentyński szkoleniowiec, który wciąż posiada jeszcze roczny kontrakt, w ostatnich dniach otrzymał spore wsparcie od zarządu przekazane przez osobę Andoniego Zubizarrety, który przekazał chęci dyrektorów: kontynuacja pracy Taty i nowy projekt w jego rękach.
Na spotkaniu Martino podsumował z dyrektorem sportowym obecny sezon i nie ukrywał tego, o czym mówi się publicznie - cele nie zostały spełnione, choć Barça wciąż ma jeszcze matematyczne szanse na triumf w La Liga. Zubizarreta przyznał, że wymagania w Barcelonie są niesamowicie wysokie, jednak obecny sezon był bardzo dziwnym sezonem, za który argentyński szkoleniowiec nie ponosi żadnej odpowiedzialności.
Plan klubu opiera się po pierwsze na przedłużeniu umowy z Leo Messim i dopiero po zakończeniu negocjacji z Argentyńczykiem miałaby rozpocząć się właściwa przebudowa. Odejście kilku znaczących piłkarzy zmuszać będzie klub do wykonania poważniejszych transferów, bez zaciskania pasa, mającego miejsce w ostatnich latach. W tej kwestii trener miałby mieć kontrolę.
Szkoleniowiec będzie miał także kontrolę nad sztabem szkoleniowym. Specjalne okoliczności, w jakich rozgrywał się obecny sezon, spowodowały, że niektóre pozycje zajmowały tak naprawdę dwie osoby, ich obowiązki się dublowały. Ponadto, pomimo tego, że informacje te nie wyciekały do mediów, pojawiały się konflikty na linii sztab Taty - sztab Tito dotyczące sposobu przeprowadzania treningów.
Skomplikowany rynek transferowy
Problemem Barcelony jest także to, że pierwsze kontakty na rynku nie gwarantują znalezienia trenera o sporych umiejętnościach, który byłby dostępny przed przyszłym sezonem. Szkoleniowcy, którzy najbardziej podobają się Barçy, albo nie mają zamiaru opuszczać swoich klubów, albo nie odpowiadają na zaczepki ze strony Barçy (Klopp). Pozostali szkoleniowcy, jak opcja Zubiego - Valverde, czy opcja zarządu - Luis Enrique, są obarczeni sporym ryzykiem. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że Barcelona nie może pozwolić sobie na kolejny nieudany rok, bo on przywróciłby protesty kibiców na Camp Nou.