Zimny prysznic
i pierwszy stracony gol
To już oficjalne - pierwszy naprawdę poważny test Barcelony Luis Enrique został oblany. Mimo wszystko, z czysto piłkarskiego punktu widzenia widowisko na Parc de Princes było po prostu kapitalne. Żadna z drużyna nie murowała się, ani nie ustawiała autobusów. Po prostu, czysta akcja. Spójrzymy na statystyki - łącznie padło 26 strzałów (15 Barcelony) i wymieniono prawie 1000 podań ("nasi" wymienili ich 641, co przełożyło się na 63% posiadanie piłki). Tutaj, jak zwykle zresztą przy okazji przegranego meczu Blaugrany, wygrywamy w prawie wszystkich cyferkach, poza tymi najwazniejszymi.
Jeśli doszukiwać się plusów, na pewno można do nich zaliczyć świetną grę Messiego. Wbrew postawie reszty zespołu, Leo przypomniał nam dzisiaj dlaczego to własnie on zdobył do tej pory aż cztery Złote Piłki. Rozgrywał, dryblował, strzelał no i oczywiście razem z Iniestą wpakował piłkę do siatki po fenomenalnej akcji. Definicja tiki-taki. Niestety, poza wspomnianą już asystą, Iniesta był zagubiony i po prostu bezużyteczny. Notował mnóstwo strat i w stylu jaki świetnie znamy z meczów polskiej Ekstraklasy zmarnował dwie świetne okazje na podwyższenie wyniku. A wiecie, co jest najgorsze? Że Andres nie znalazłby się nawet w TOP3 najsłabszych piłkarzy tego meczu. Jeszcze gorzej zaprezentowali się Alba, Busquets i Pedro, których postawa była zwyczajnie żałosna. Busquets dryblujący i tracący piłkę przed polem karnym? Alba objeżdżany na szybkość przez Lucasa?
Na temat stylu zdania są podzielone. Niektórzy powiedzą, że Barcelona zagrała fatalnie, a inni - że zabrakło szczęścia, bo były przecież momenty, w których Duma Kataloni naprawdę prezentowała się świetnie, a przegrała przez złą dyspozycje poszczególnych zawodników. Kolejnym plusem było błyskawiczne odrabianie strat po dwóch straconych golach. Kiedy w 10. minucie strzelił David Luiz, Messi odpowiedział już minutę potem. Druga bramka, po główce Verattiego (165cm) i błędach Rakiticia oraz Ter Stegena nie doczekała się co prawda riposty, ale już ta zdobyta przez Paryżan (Matiudi) w 54. została skontrowana uderzeniem Neymara po dwóch minutach.
Ciekawe były też zmiany. Kiedy oczywistym stało się, że Blaugrana nie ma już nic do stracenia, Luis Enrique wprowadził na boisko Munira w miejsce Pedro, Xaviego za Rakiticia (chyba wszyscy oczekiwali pozbycia się z murawy dużo gorszego Iniesty) oraz Sandro za Alvesa. Po zejściu tego ostatniego, Barcelona zaczęła grać trzema obrońcami, a lekko w prawą stronę przesunięty został Mascherano. Zarówno Sandro jak i Munir mieli swoje szanse, ale nie strzelali celnie lub bramkarz wyłapywał ich próby na trafienie do siatki. Warto też wspomnieć o uderzeniu Alby, które z pewnością zapewniłoby Barcelonie trzeciego gola, gdyby heroicznym wślizgiem nie popisał się Marquinhos.
Następne spotkanie już w Sobotę. Vamos!