Walka o każdą piłkę, ważne i piękne gole, wzorcowa współpraca z Messim i Neymarem. Kibice FC Barcelony nie wyobrażają sobie dziś drużyny bez Luisa Suáreza. Niewiele jednak brakowało, by losy napastnika potoczyły się zupełnie inaczej. Zanim Urugwajczyk zjawił się na Camp Nou, był zdecydowany na przyjęcie oferty Arsenalu. Od tego pomysłu odwiódł go jednak Steven Gerrard i rok później El Piostolero stał się jednym z graczy Barçy.
Było lato 2013 roku. Tematem numer jeden wśród kibiców Blaugrany był transfer Neymara, który w zespole miał zastąpił Davida Villę. Nazwisko Luisa Suáreza nie było jeszcze łączone z FC Barceloną. Urugwajczyk rozegrał świetny sezon w barwach Liverpoolu, zostając najlepszym strzelcem zespołu, który ukończył Premier League na siódmym miejscu. Cieniem na występach El Pistolero położył się jednak incydent z meczu z Chelsea. Suárez ugryzł Branislava Ivanovicia, co spotkało się z bardzo ostrą reakcją środowiska i mediów. „Stałem się w Anglii Wrogiem Publicznym Numer Jeden” – wspomina tamten okres piłkarz w swojej autobiografii „Przekraczając granice”.
Ale nie tylko sprawa ugryzienia i zawieszenie na dziesięć spotkań stały się powodem chęci odejścia Suáreza z klubu. Decydował o tym także fakt, że Liverpool po raz kolejny nie zakwalifikował się do najważniejszych klubowych rozgrywek. „Po raz kolejny miała mnie ominąć gra w Lidze Mistrzów” – pisze Urugwajczyk. „Pamiętałem o klauzuli w kontrakcie, mówiącej, że jeśli Liverpool nie awansuje do Champions League, będę mógł odejść do klubu, który wyłoży za mnie 40 milionów funtów. Dostrzegłem w tym furtkę do ucieczki” – dodaje.
Zainteresowanych napastnikiem było kilka klubów, ale na jego niekorzyść działały wydarzenia, które miały miejsce w ciągu ostatniego roku. Oprócz ugryzienia obrońcy Chelsea, Suárez był także oskarżany przez Patrice’a Evrę o rasizm, co mogło odstraszyć potencjalnych nabywców. Piłkarz zdawał sobie z tego sprawę: „Niektóre kluby musiały pewnie dojść do wniosku, że sprawiam zbyt wielkie problemy i moja obecność w nich źle wpłynie na ich wizerunek”.
Ostatecznie oficjalną ofertę złożył tylko Arsenal. Urugwajczyk chciał wprawdzie opuścić Anglię, ale doszedł do wniosku, że przeprowadzka do stolicy też może wyjść mu na dobre: „Łatwiej wtopić się w tłum i pozostać anonimowym w tak wielkiej metropolii jak Londyn, a tego pragnąłem najbardziej” – pisze w swojej książce. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że drużyna Arsene’a Wengera wywalczyła awans do Ligi Mistrzów. „Usiłowałem przekonać samego siebie, że to jest moja główna motywacja odejścia z Liverpoolu, podczas gdy w rzeczywistości była nią chęć wyjazdu z Anglii” – wspomina.
Tak naprawdę jednak, o czym wiedział piłkarz, wszystko było tylko wymówką: „Ta myśl o ucieczce przerodziła się w myśl o ucieczce gdziekolwiek, wmawianiu sobie, że każda zmiana będzie dobra. Czułem, że koniecznie muszę coś zrobić, nie wiedziałem tylko co”. Właśnie wtedy do gry wkroczył Steven Gerrard i rozpoczął bój o to, by Suárez pozostał w Liverpoolu na kolejny sezon: „Najpierw, podczas mojego wyjazdu z reprezentacją Urugwaju do Japonii, wymienialiśmy ze Steviem esemesy, a potem pogadaliśmy szczerze w Melwood” – pisze Urugwajczyk.
Interwencja kapitana klubu z Anfield Road okazała się skuteczna. „Po tej rozmowie coś kliknęło mi w głowie” – przyznaje Urugwajczyk. „Początkowo wydawało mi się, że transfer jest odpowiedzią na kłopoty, ale zorientowałem się, że to wcale nie musi być prawda”. Suárez zaczął znów normalnie trenować i pozostał w klubie na kolejny rok. Liverpool rozegrał jeden z najlepszych sezonów w ostatnich latach, zajmując w lidze drugie miejsce i tracąc szanse na tytuł na samym finiszu. Najskuteczniejszy w zespole ponownie był Urugwajczyk, zdobywając w lidze 31 bramek, tytuł króla strzelców i miano Piłkarza Roku w Anglii.
Jakich argumentów użył kapitan Liverpoolu, by przemówić do kolegi? Urugwajski napastnik zdradza to w swoich wspomnieniach: „Zapewnił mnie, że jeśli zostanę w Liverpoolu, to w następnym sezonie wspólnie znajdziemy się w Lidze Mistrzów. A jeśli miałbym odchodzić z The Reds – przekonywał – to tylko do któregoś z największych zagranicznych klubów”. Słowa Gerrarda okazały się prorocze. Zgodnie z jego obietnicą Liverpool awansował do Champions League, ale Suárez wystąpił w tych rozgrywkach już w barwach FC Barcelony, która zgłosiła się do niego po sezonie 2013/2014.
„Słowa kapitana drużyny, determinacja klubu i zmiana mojego własnego przekonania sprawiły, że zostałem na Anfield” – przyznaje po latach piłkarz. Trudno przewidzieć, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby przeszedł do Arsenalu latem 2013 roku? Być może dziś wciąż cieszyłby swoją grą kibiców na Emirates Stadium. Suárez doskonale zdaje sobie jednak sprawę, że byłby to błąd: „Przejście do bezpośredniego rywala byłoby głupie” – przyznaje w „Przekraczając granice”. „Straciłbym całe poczucie szczęścia, które odzyskałem w trakcie sezonu, i dumę, że mój syn urodził się w Liverpoolu, zyskał za to poczucie, że zawiodłem mnóstwo wspaniałych osób” – dodaje na koniec.