1817 Dni. Niemal pół dekady. Wydaję się, że jest to kawał czasu.
Jednak w jednym koknkretnym przypadku, jedyne co można stwierdzić to "krótko". Zdecydowanie za krótko.
Wszystko zaczęło się piętnaście lat temu.
26 lipca 2003 roku na Camp Nou przybył zawodnik, który na zawsze odmienił FC Barcelonę. Dodał do drużyny pierwiastek magii, geniuszu, nieszablonowości, ciepła i - przede wszystkim - uśmiechu. Rozpoczął epokę tryumfów a swoimi popisami zapierał dech w piersiach nie tylko kibiców Blaugrany. Nawet stadion odwiecznego rywala, podczas najbardziej elektryzujących derbów świata, potrafił nagrodzić największego magika wszechczasów owacją na stojąco.
Był to zaledwie jeden z wielu legendarnych momentów w jego wykonaniu. Każdy kibic jest w stanie przywołać ich dziesiątki. Każdy ma swój ulubiony.
Ronaldo de Assis Moreira. Ronaldinho Gaucho. Ronnie.
Transfer Brazylijczyka z PSG był transakcją "na otarcie łeż", po tym jak Real Madryt ubiegł nas w pozyskaniu wielkiego Davida Beckhama. Każdy cule na świecie po stokroć za to dziękuje!
Jego pięcioletni pobyt w naszej druzynie okazał się być bezcenny. Nie tylko przez gole, asysty czy zdobyte trofea. Przytaczanie tych suchych statystyk nie odda nawet ułamka tego jak ważnym dla nas był człowiekiem. To on przecież wprowadził do pierwszej drużyny i pomógł się w niej zaaklimatyzować Leo Messiemu. Jak doskonale pamiętamy, to właśnie jego asysta zapoczątkowała marsz Pchły na szczyt absolutny.
Tego, drogi przyjacielu, nie zapomnę Ci nigdy!
Pamiętam pożegnania Puyola, Xaviego, Valdesa czy Abidala - graczy legendarnych. Synonimów FC Barcelony. To jednak podczas odejścia Ronaldinho, 16 lipca 2008 roku, płakałem najbardziej. Płakałem również, łzami tęsknoty, po jego powrocie na Camp Nou podczas Pucharu Gampera 25 sierpnia 2010 roku. Widok Dinho pozującego w koszulce Milanu do zdjęcia z naszą drużyną zapamiętam na zawsze...
Może dzisiaj kończysz już swoją profesjonalną karierę, lecz wiedz o tym że pozostaniesz na zawsze w naszych sercach, a każde wspomnienie o Tobie natychmiast wywoła szczery i szeroki uśmiech na naszych twarzach. Ten sam uśmiech, który przez lata - pełne wzlotów i upadków - pozostawał Twoim znakiem firmowym. To właśnie jest Twoim pomnikiem, który pozostanie z nami na wieczność.
Na koniec chciałbym napisać jedno.
Drogi Ronaldinho. Jeżeli kiedyś będzie mi dane Cię spotkać, nie poproszę Cię o autograf ani o wspólne zdjęcie. Zamiast tego uściskam Cię jak brata, ponieważ już na zawsze pozostaniesz członkiem naszej, bordowo-granatowej, rodziny.