Jak informuje "Sport", Barcelona zaczęła obserwować 21-letniego gracza brazylijskiego Flamengo - Lucasa Paquete. Młody Brazylijczyk jest jak na razie daleki od prowadzenia rozmów z Katalończykami, ale dla 21-letniego zawodnika samo zainteresowanie tak wielkiego klubu jest wielkim wyróżnieniem. Blaugrana już od jakiegoś czasu bacznie obserwuje piłkarzy występujących na boiskach Ameryki Południowej. Ostatnimi czasy to właśnie stamtąd sprowadzana jest duża część nowych zawodników. Pierwszym tego typu transferem było pozyskanie przez Barcelonę Neymara. Od tamtej pory zawodnicy, którzy podczas występów na tamtym kontynencie wyróżniają się umiejętnościami, mają duże szanse na zwrócenie na siebie uwagi skautów Blaugrany.
Konieczność wydawania coraz to większych pieniędzy na sprowadzanie nowych piłkarzy sprawiła, że niektóre kluby starają się zminimalizować koszty poprzez szukanie zawodników, którzy nie będą kosztować kilkadziesiąt czy kilkaset milionów. Barcelona również stara się stosować do tej strategii. Oczywiście transfery Coutinho oraz Dembele nie są z nią w zgodzie, ale należy pamiętać, że ich sprowadzenie zostało praktycznie w całości pokryte z pieniędzy pozyskanych ze sprzedaży Neymara, od którego, jak na ironię, wszystko się zaczęło.
Pod koniec roku 2011 Barcelona zapewniła sobie transfer Neymara, który w Hiszpanii pojawił się dopiero 2 lata później. Brazyliczyk był bardzo potężną inwestycją, w którą wierzył zarówno zarząd, jak i sztab szkoleniowy. 26-latek był gwiazdą na brazylijskich boiskach, ale nie miał okazji zaprezentowania swoich umiejętności w starciach z największymi zespołami. Neymar miał być zawodnikiem, który będzie błyszał w barwach Barcelony przez następne lata. Jak się okazało historia potoczyła się nie do końca tak, jak oczekiwano, ale mimo wszystko 26-latek był kluczowym zawodnikiem, kiedy selekcjonerem Blaugrany był Luis Enrique. Ostatecznie Brazylijczyk przeniósł się do PSG, ale jego transfer opiewał na rekordową kwotę 222 milionów euro.
Barcelona zachęcona operacją z udziałem Neymara, zaczęła szukać zawodników, którzy również dawali nadzieję albo na wzmocnienie zespołu albo na zarobek. Sprowadzenie takich zawodników jak Marlon, Yerry Mina czy Arthur idealnie pasują do tego schematu. Pierwszy z nich wprawdzie nie rozwinął się tak jak tego oczekiwano, ale sprowadzony został za 5 milionów euro, a sprzedany za 6. Można więc powiedzieć, że Katalończycy nie stracili na tym transferze. Przykład Yerrego Miny pokazuje z kolei, że przeprowadzenie tego typu interesu z pozytywnym skutkiem jest możliwe. Kolumbijczyk został sprowadzony na Camp Nou za 12 milionów euro, a zaledwie rok później odszedł do Evertonu za 30. Oczywiście istnieją przypadki, gdy taka inwestycja całkowicie się nie udała. Takimi zawodnikami byli na przykład Vitinho czy Robert Goncaves, którzy okazali się zupełnie nietrafieni.
Przypadek Arthura trochę różni się od tych wymienionych wyżej. 22-latek został sprowadzony na Camp Nou głównie z myślą o wzmocnieniu kadry. Barcelona faktycznie potrzebowała zawodnika o charakterystyce Brazylijczyka. Niemniej kwota zapłacona za pomocnika (30 milionów euro) sprawia, że jeśli jego rozwój nie poszedłby w taką stronę, jaką się oczekuje, istnieje spora szansa na sprzedanie go do innego klubu z niemałym zyskiem. Warto tutaj wspomnieć, że portal transfermarkt jeszcze rok temu wyceniał Arthura na 6 milionów euro. Dzisiaj jest to 30 milionów.
Barcelona nie jest jedynym europejskim gigantem, który nie chce wydawać setek milionów na wzmocnienia. Innym przykładem zespołu, który również stara się rozglądać za tańszymi opcjami jest ligowy rywal Katalończyków - Real Madryt. Najdroższym transferem w tym okienku przeprowadzonym przez ekipę Króleskich był Courtois, sprowadzony z Chelsea za 40 milionów euro. Tyle samo z resztą wydała Barcelona na swój najdroższy nabytek, Malcoma. Barierą w sprowadzaniu najlepszych zawodników nie jest jedynie cena, jaką trzeba byłoby za nich zapłacić. Problemem jest również koniecznośc płacenia ogromnych pensji, które i tak zjadają bardzo duże części klubowych budżetów. Dlatego wiele zespołów stara się pozyskiwać piłkarzy jeszcze przed osiągnięciem przez nich szczytu umiejętności. Transfer jest mniej kosztowny, a pensje są sporo niższe.
Tego typu strategia może być opłacalna, ale wiąże się również z niemiałym ryzykiem. W zasadzie po sprowadzeniu jakiegoś zawodnika jego kariera może potoczyć się w trzech kierunkach. Pierwszym z nich jest osiągnięcie przez niego umiejętności pozwalających na pozostanie w klubie. Arthur jest przykładem piłkarza, od którego oczekuje się własnie takiego scenariusza. Drugim kierunkiem jest rozwinięcie się zawodnika, ale nie do takiego stopnia, by mógł zostać. W takim wypadku ma on być sprzedany do innego klubu za taką kwotę, aby z całej operacji klub wyszedł z zyskiem. Idealnym przykładem jest Yerry Mina. Ostatnią opcją jest ta najgorsza, czyli stagnacja piłkarza. W takim przypadku zainwestowane pieniądze nie zostaną nawet odzyskane. Mimo takiego ryzyka niektóre kluby decydują się na podjęcie próby pozyskania zawodników, którzy w przyszłości mogą okazać się piłkarzami światowego formatu. Z tego powodu coraz częściej słyszeć będziemy o takich zawodnikach jak Arthur, Yerry Mina czy Vinicius.