Valverdowska porażka
Po serii mniej lub bardziej efektownych zwycięstw Barcelona zagrała fatalny mecz i zasłużenie przegrała z Levante. W dodatku kontuzji nabawił się Luis Suarez. Najgorsze jest jednak to, że Ernesto Valverde dalej pozostaje trenerem tej drużyny.
Barca wyszła bardzo mocnym składem, na lewej obronie znów zabrakło miejsca dla Juniora Firpo i zagrał Semedo. Rakitić i Alena mogą się pakować zimą ponieważ w przeciwnym wypadku stracą cały sezon. Niestety warta pewnie niecały miliard euro jedenastka Barcelony grała wolno i słabo. Oddano aż 5 celnych strzałów, ale niech nikogo nie myli ta statystyka - były to w większości niegroźne uderzenia. Dopiero w końcówce Arthur uruchomił w polu karnym Semedo, Portugalczyk był faulowany i Messi mocnym strzałem pod poprzeczkę z rzutu karnego wyprowadził Barcę na prowadzenie. Był to pięćsetny gol w karierze Leo strzelony lewą nogą. Warto wspomnieć, że chwilę przed faulem prawdopodobnie był spalony, którego nie wychwycił VAR. Niestety chwilę później z boiska zszedł Luis Suarez (to raczej mało poważny uraz stopy), którego zastąpił Carles Perez.
Zapowiadało się na Valverdowskie zwycięstwo po wymęczonym 0:1, ale gospodarze mieli inne plany. W osiem minut Campana, Mayoral i Radoja wykorzystali kuriozalne błędy defensywy Barcy i zapewnili Levante komfortowe prowadzenie. Po stronie Barcy mnożyły się wyłącznie żółte kartki. Na ratunek wszedł... Ansu Fati. Messi strzelił co prawda gola na 3:2, ale VAR tym razem wychwycił spalonego Griezmanna kilka sekund przed zdobyciem bramki. W końcówce Levante zepsuło jeszcze setkę na 4:1, ale i tak wygrało u siebie z Barceloną po raz trzeci na przestrzeni 18 miesięcy. Jak długo jeszcze będziemy się męczyć z Ernesto Valverde na ławce?