Dziś napisaliśmy wstyd...
Gdy Barcelona gra na Camp Nou, możemy tylko obstawiać jak wysokim stosunkiem bramek upokorzy przeciwnika. Trzema bramkami? Czterema? Pięcioma? A może sześcioma czy siedmioma? Każdy wariant jest wysoce prawdopodobny, szczególnie w momencie, gdy przeciwnik wychodzi odważnie i ustawia się bardzo wysoko. Do tej pory zawsze było to piłkarskie hara-kiri dla przeciwników Blaugrany. Jednak Ernesto Valverde udowadnia, że w czasach jego trenerskiej kariery nie ma żadnych oczywistości. I nie ma słabych drużyn, oczywiście. Naszym obowiązkiem jest cierpienie i to dziś właśnie robiliśmy. CIERPIELIŚMY. Dosłownie.
Od pierwszych minut, zgodnie z oczekiwaniami kibiców, zrobiło się gorąco pod bramką. Jednak nie pod bramką gości, a... gospodarzy. Slavia nie miała zamiaru zrezygnować ze swego odważnego stylu i już na początku meczu Barcelona była w niemałych opałach. Prażanie zdecydowanie zbyt łatwo przedostawali się na stronę Blaugrany, dzięki czemu swobodnie dochodzili do sytuacji strzeleckich. Wysokie ustawienie Slavii musiało się jednak zemścić i w końcu przed świetną okazją po podaniu Pique stanął Semedo, jednak bramkarz gości sparował jego strzał.
Jeny. Wyglądało to tragicznie. Właściwie ciężko w jakikolwiek sposób skomentować grę, schematy, taktykę, ustawienie Barcelony, bo takowych po prostu nie uświadczyliśmy. Zawodnicy sprawiali wrażenie, jakby nie mieli pojęcia do jakich pozycji są przypisani, jakie są ich zadania na boisku... To była gra niegodna FC Barcelony i nie ma się co tutaj specjalnie krygować - taka była brutalna prawda. Te słowa chyba dotarły do Messiego, który zapragnął zamazać fatalne wrażenie, jakie wywołali jego koledzy. Samotnie pomknął z piłką na bramkę i oddał bardzo groźny strzał, który jednak pechowo odbił się od spojenia bramki. Chwilę później golkiperowi gości chyba zrobiło się Barcelony trochę szkoda, gdyż podjął decyzję o oddaniu jej piłki i stworzeniu tym samym okazji do bramki. Odważnie (czy może raczej - nierozsądnie) wyszedł z bramki i wdał się w kiwkę z Vidalem, ale na jego szczęście nic groźnego z tego nie wynikło.
Przed zakończeniem pierwszej połowy role się odwróciły i gorąco zrobiło się tym razem pod bramką gości, ale cuda pomiędzy słupkami wyczyniał Kolar, broniąc kilka strzałów pod rząd, między innymi w wykonaniu Messiego i Pique. Dosłownie w ostatnich sekundach "przepięknym" ustawieniem w obronie popisała sie Barca, co skutkowało oczywistą stratą gola. Gospodarze mogą jednak mówić o potężnym szczęściu, bowiem strzelec Slavii znajdował się na spalonym.
Cóż... po pierwszej części spotkania naprawdę ciężko jest stwierdzić, kto wygrał konkurs na największe dziadostwo na boisku. Czy Pique ze spóźnionymi interwencjami? Czy Dembele z głową, która nie nadążała za nogami? Czy środek pola, który najzwyczajniej w świecie nie istniał? Trudny wybór, wyrównane szanse wszystkich kandydatów z szeregów FC Barcelony. Po tym "fantastycznym" seansie jakim była pierwsza połowa można mieć tylko jedną radę dla Griezmanna. Chłopie, idź do jakiegoś sklepu, zawiń coś, albo lepiej - napadnij od razu na bank! Wyciągając wniosek z podań Messiego i spółki można zauważyć, że Francuz jest zwyczajnie niewidzialny, więc tak zuchwały napad mógłby mu ujść na sucho i byłby totalnie bezkarny. Tak, humor marny, ale jaki ma być, po tak wyniszczającym psychicznie widowisku?
No nic, trzeba było zacisnąć zęby i oglądać dalej. Od razu po rozpoczęciu drugiej partii spotkania na murawie zameldował się Roberto zmieniając Albę. Gorzej już raczej być nie mogło, więc mogliśmy mieć całkiem słuszne nadzieje, że to zmiana na lepsze. Chwilę później Messi dostał szansę ze stojącej piłki, ale jego strzal był delikatnie niecelny. Następnie próbował Roberto po świetnym (!) podaniu (!!) Dembele (!!!), ale nic z tego definitywnie nie wyszło. Ok. 57. minuty wspaniałą dwójkową akcję rozegrali Messi na spółkę z Vidalem, po czym ostatecznie nawet udało się trafić do siatki, ale natychmiast rozbrzmiał dźwięk gwizdka arbitra, który dopatrzył się w tej sytuacji spalonego.
Po upływie pół godziny gry boisko opuścił Dembele, a na jego miejscu pojawił się Fati. Kilka minut później na murawie zameldował się Rakitić, zmieniając Busquetsa. Zmiennik Dembele w końcu błysnął bardzo ładnym zagraniem do Messiego, ale tylko sam Leo wie jakim cudem piłka nie wpadła do bramki, tylko odbiła się od Kolara. Ah no tak, wie na pewno sam Kolar, który grał dzisiaj fantastyczny mecz. Chwilę przed końcowym gwizdkiem arbitra Vidal bardzo chciał poszukać karnego i widowiskowo wywrócił się w polu karnym, jednak sędzia nie dał się nabrać na tę żałosną sztuczkę i nie wskazał na 11. metr. Do końca meczu wynik się nie zmienił i Blaugrana kończyła spotkanie z zawstydzającym wynikiem 0:0.
Szkoda słów na jakiekolwiek podsumowania, bo podczas pisania tego tekstu wylało się już i tak zbyt dużo goryczy. Dość powiedzieć, że w trakcie tego spotkania bywały momenty, gdy trzymałam kciuki za Slavię. Kto powinien się za to wstydzić? Ja? Czy może FC Barcelona?
FC Barcelona 0 - 0 Slavia Praga