Pomyślałam sobie, że skoro całkiem niedawno napisałam dość obszerną analizę gry Borussi Dortmund, to tym razem fajnie byłoby napisać coś w zupełnie innej formule, aniżeli zastosować prymitywne "kopiuj-wklej". Analizując sytuację naszego dzisiejszego rywala zauważyłam naprawdę sporo anologii do naszych problemów i postanowiłam w tym tekście skupić się na podobieństwach Barcelony i klubu z Zaglębia Rurhy. Niestety, tych złych podobieństwach.
1. Gorące krzesło trenera
Zarówno władze Borussi, jak i władze Blaugrany, głośno wszem i wobec podkreślają swoje bezgraniczne poparcie dla trenera. Jednak wszyscy, począwszy od prezydenta aż po klubową sprzątaczkę, zdają sobie sprawę, jakie reperkusje pociągnie za sobą brak awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. I kto oczywiście przypłaci za to głową.
Ernesto Valverde co prawda nie usłyszał jeszcze oficjalnego ostrzeżenia, ale Lucien Favre już tak. Na zgromadzeniu akcjonariuszy Hanz-Joachim Watzke miał oznajmić szkoleniowcowi – "Lucien, masz nasze wsparcie. Jednak jedno jest jasne: na końcu piłka nożna jest zawsze definiowana przez wyniki. Wszyscy w Borussii Dortmund życzymy, abyście wraz z zespołem wprowadzili zmiany na lepsze. Masz wszelkie możliwe wsparcie, jakie możemy ci dać." Pomiędzy wierszami możemy dostrzec tutaj wyraźny sygnał: jeśli nie wygrasz kilku następnych meczów, możesz pożegnać się z posadą.
2. Napastnik
Pewnie pomyślicie sobie, że postradałam zmysły, bo przecież jak mogę wymieniać jako jeden z głównych problemów napastnika, w momencie, gdy na tej pozycji w Barcelonie biega jeden z najlepszych piłkarzy świata, natomiast po drugiej stronie Paco Alcacer chyba uzależnił się od strzelania goli. Oczywiście to wszystko jest prawdą, jednak w tym przypadku problem pojawia się zdecydowanie głębiej. Otóż zarówno Blaugranie, jak i Borusii przeszkadza brak zmiennika dla podstawowego strzelca zespołu.
Jak wielkim to jest problemem oba zespoły przekonały się bardzo szybko, bo zarówno Luis Suarez, jak i Paco Alcacer nie mogą w tym sezonie mówić o tym, że dopisuje im końskie zdrowie. Strzelba Barcelony spędziła w tym sezonie zaledwie 64% podstawowego czasu gry, a nie są to liczby napawające optymizmem w przypadku drużyny, która nie posiada dla niego zmiennika. Gorzej jeszcze sytuacja rysuje się w przypadku Alcacera, który na murawie spędził ledwie 48% czasu gry. Na przestrzeni 15. miesięcy Paco brał czynny udział jedynie w 27 spotkaniach! Sami przyznacie, że nie wygląda to w żaden sposób obiecująco.
3. Sfochowana gwiazda
O Dembele powiedziało się już chyba wszystko. O jego grach do późna na Play Station, o niezdrowym prowadzeniu się, o permanentnych kontuzjach i skłonnościach do spóźnień. I tutaj właśnie dochodzimy do clue problemu, bowiem podobną predylekcję do spóźnień i nie przykładania się do treningów zaczął również wykazywać Jadon Sancho.
Rozwścieczyło to władze klubu do tego stopnia, że nałożyły na niego wysoką karę finansową, a szkoleniowiec nie waha się ściągnąć go z boiska przed upływem regulaminowego czasu gry lub w ogóle posyłać go na trybuny. To oczywiście rozwścieczyło również samego Sancho, który czuje się upokorzony i grozi, że dłużej na Signal Iduna Park nie pozostanie.
4. Nonszalancja
To chyba jeden z głównych problemów tych ekip, które zaczęły wierzyć w to, że sama nazwa klubu zmusi ich przeciwników do wystawienia białych chorągiewek już na początku meczu. Nic bardziej mylnego, skutkiem czego zarówno Barcelona, jak i Borussia... nie radzą sobie z beniaminkami i zespołami z dołu tabeli.
Szczególnie zatrważająca w obu przypadkach jest statystyka przebiegniętych kilometrów. Otóż rywale, którzy staną naprzeciw siebie dzisiejszego wieczoru ślepo wierzą, że wygrają każdy mecz... na stojąco. Chyba każdy z nas doskonale pamięta własne oburzenie, gdy na własne oczy przekonał się, że zawodnicy Slavii Praga przebiegli o 15 km więcej od podopiecznych Valverde. Podobne uczucie wstydu musiało zalać fanów Borussen, gdy przekonali się, że drużyna Unionu Berlin przebiegła niemalże taką samą liczbę kilometrów, a nawet większą, jak Prażanie (127 km).
Na Barcelonę oraz na Borussię są dwa proste rozwiazania, które z upodobaniem stosują drużyny słabsze: wybieganie oraz pressing. Obie ekipy bardzo chciałyby wygrywać swoje mecze na stojąco, wymieniąjac niezliczoną ilość bezproduktywnych podań i nawet nie faulując. Jest to rzecz niebywała w dzisiejszym sporcie: brak jakiegokolwiek zaangażowania. Skutkiem tego Blaugrana nie radzi sobie z Granadą (beniaminek), czy z Osasuną (również beniaminek), natomiast podopieczni Favre'a sromotnie przegrywają z Unionem Berlin (beniaminek), czy remisują z Padeborn (ostatni zespół w tabeli).
5. Wypowiedzi zawodników
Jeśli już nawet piłkarze w wypowiedziach pomeczowych dają znać, że zdają sobie sprawę z tego, jak mierni są, to znaczy, że coś jest na rzeczy. W podobnym tonie wypowiedział się Marco Reus – "My nawet nie wiemy jak naprawdę zakładać pressing. Wszyscy się powinni nad tym zastanowić. Musimy raczej o tym porozmawiać, a nie o trenerze", czy Marc Andre ter Stegen - "Nie graliśmy na odpowiednim poziomie, musimy porozmawiać ze sobą o pewnych sprawach".
Oczywiście Reus niemalże natychmiast chciał zdjąć winę z trenera, ale było to bezskuteczne. Jeżeli drużyna nie ma pojęcia jak pressować na boisku, to jest to ewidentna wina szkoleniowca i nie podlega to żadnej dyskusji.
Znamienne jest, że wypowiedzi nawołujące do zmian, do pewnej rewolucji w grze, wypowiadają zawodnicy z największym ego w drużynie, a nie sami trenerzy, którzy z reguły są spokojni, powiedziałabym - wręcz flegmatyczni. Nie prognozuje to dobrze w momencie, gdy zarówno jeden, jak i drugi zespół potrzebuje silnego złapania za "mordę" i porządnego wstrząśnięcia.
6. Nieadekwatna taktyka
Mówi się o tym głośno. Barcelona wyglądałaby zdecydowanie lepiej w systemie 4-4-2, ponieważ ma do tego idealnych wykonawców. System 4-3-3 ewidentnie ją męczy, ponieważ (o zgrozo!) nie posiada skrzydłowych. W systemie, w którym owi skrzydłowi są zwyczajnie niezbędni. Skutkuje to tym, że Blaugrana, jak to powinno w praktyce wyglądać, wcale nie rozciąga gry, a jedynie bezproduktywnie zagęszcza środek pola, ponieważ jej skrzydłowi schodzą mimowolnie do środka, robiąc tam totalny bałagan.
W przypadku Borussi otwarcie głosi się tezę, że podopieczni Favre'a bardziej komfortowo czują się w systemie 4-1-4-1, natomiast ten nie wiedzieć czemu uparł się na ustawienie 4-2-3-1. Powoduje to niepotrzebne przetrzymywanie piłki i grę w poprzek, dzięki czemu procent posiadania oczywiście rośnie, ale nie posuwa to gry do przodu. Gdy w składzie ma się tak świetnie wyprowadzających piłkę stoperów jak Hummels, nie ma sensu zasłaniać go dodatkową dwójką pivotów. Dlaczego Valverde i Favre tego nie rozumieją? To jest zagadka nie tylko dla mnie.
7. Problemy kadrowe
Na dwóch przeciwległych biegunach. Borussia boryka się z problemem w ataku, ponieważ kontuzja ponownie wykluczyła Paco Alcacera z gry, natomiast Blaugrana będzie musiała poradzić sobie bez dwójki swoich podstawowych stoperów, ponieważ niepewny jest występ Lengleta (kontuzja) oraz Pique (kontuzja mózgu, a tak na poważnie - zawieszenie za kartki).
Po tym krótkim przeglądzie można dojść do wniosku, że z naszym dzisiejszym rywalem więcej nas łączy, aniżeli dzieli. Sprawiło to, że poczułam swego rodzaju sympatię do Borussi, jak do rozumiejącego moje problemy kompana w cierpieniu, ale boisko nie zna sentymentów. Dlatego, Barcelono, proszę! Błagam wręcz! Nie chcę dziś znów wstawiać memów odnośnie wydłubywania sobie oczu. Bo zaraz naprawdę wyczerpię po prostu cały repertuar.
FC Barcelona - Borussia Dortmund
27.11.2019, 21:00
Polsat Sport Premium 2