24 czerwca 1987 roku w argentyńskim Rosario przyszedł na świat... prawdopodobnie człowiek, a na pewno istota, która na zawsze zredefiniowała piłkę nożną i nasze pojęcie o tej dyscyplinie. 860 meczów, 699 bramek, 292 asysty, 35 pucharów, sześć Złotych Piłek i niezliczona ilość zagrań, po których z wrażenia łapaliśmy się za głowę. Lionel Andrés Messi Cuccittini ma już 33 lata i kończy swój piętnasty sezon w pierwszym składzie FC Barcelony, dla której zdobył 629 bramek w 722 meczach, bijąc niemal wszystkie możliwe rekordy. Każdy z sześciu corocznych pucharów klubowych wygrał minimum trzykrotnie. Ponadto 138 razy wystąpił w dorosłej reprezentacji Argentyny (70 bramek), ale tam kończyło się głównie na przegranych finałach (trzy razy Copa America i raz Mistrzostwa Świata) i wszystko wskazuje na to, że trofeum z kadrą już Leo nie zdobędzie. Prędzej zostanie kolejny raz ojcem, choć ma już trzech synów: Thiago (2012), Mateo (2015) i Ciro (2018).
Historię o małym, ciężko chorym chłopcu, który jesienią 2000 roku przybywa do Barcelony i spisuje swój pierwszy kontrakt na serwetce z Charlesem Rexachem, znają wszyscy. Podobnie jak filmiki z debiutu w towarzyskim meczu z Porto, w ligowym meczu z Espanyolem, pierwszy gol z Albacete, a w zasadzie dwa identyczne loby w kilka minut... Ten mały chłopiec z Rosario na zawsze zmienił życie milionów cules na całym świecie, w tym co najmniej kilkudziesięciu tysięcy Polaków. W zasadzie ciężko sobie wyobrazić futbol bez Messiego. Ronaldinho przywrócił Barcelonie status klubu z najwyższej półki, ale Messi wyniósł Barcę na poziom legendarny, niedostępny dla zdecydowanej większości drużyn, również tych topowych. Jego dziedzictwo przetrwa dziesięciolecia i będzie jeszcze przez wiele lat procentować na rzecz Blaugrany, być może również kusząc przyszłych zdobywców Złotej Piłki na zmierzenie się z legendą Messiego.
W dniu święta Kapitanowi FC Barcelony możemy życzyć podpisania ostatniego kontraktu i określenia daty zakończenia kariery, tak abyśmy wszyscy mogli się na to przygotować. W międzyczasie mamy nadzieję na kilka kolejnych pucharów, kilkadziesiąt pięknych bramek i kilkaset oglądanych do znudzenia zwodów, podań i dryblingów. Przede wszystkim jednak nieustannej motywacji i czerpania radości z gry, której często nam brakuje gdy w ostatnich latach oglądamy mecze Barcelony. Przed Leo jeszcze prawdopodobnie trzy sezony gry, więc cieszmy się każdym meczem i każdym golem bo szybko za nim zatęsknimy...