Gdy wydawało się, że rok 2020 przyniósł już kibicom Barcelony wszystko co najgorsze, nadszedł 25 sierpnia i okazało się, że najgorsze dopiero nadejdzie. Jeszcze kilka dni temu wydawało się to niemożliwe, ale teraz naprawdę Leo Messi jest bliżej odejścia z Klubu niż pozostania na choćby jeden sezon dłużej. Jak do tego doszło? Jak to się skończy? To są wciąż pytania bez odpowiedzi.
Miało to wyglądać zupełnie inaczej. Mecz pożegnalny, może w ostatniej kolejce ligowej, może nawet z celebracją mistrzostwa. Ostatni gol, ostatni gwizdek. Owacja na stojąco i feta na Camp Nou. Na drugi dzień oficjalne uroczystości w klubowych biurach. Sesja zdjęciowa z żoną, synami, wszystkimi pucharami i Złotymi Piłkami. Wzruszający, kilkunastominutowy film z kompilacją najbardziej pamiętnych zagrań. Film z życzeniami od Rexacha, Ronaldinho, Xaviego, Iniesty, Pinto, Guardioli i innych... Uroczyste pożegnanie i wylot do Argentyny by pobawić się jeszcze w piłkę z dwa lata w Newell's Old Boys. Po jakimś czasie powrót na przebudowane Camp Nou, odsłonięcie pomnika przed stadionem i dożywotni tytuł honorowego Prezydenta, na wzór Cruyffa.
Teraz wróćmy na ziemię, gdzie wygląda na to, że Barcelona rozstanie się ze swoją największą legendą w sposób najbardziej wstydliwy z możliwych, może nawet ocierając się o sądy. Przedstawiony powyżej scenariusz pięknego pożegnania z honorami wciąż jest możliwy, ale coraz mniej prawdopodobny - Bartomeu musiałby już od wielu godzin być eks-prezydentem, a budzący jakiekolwiek zaufanie członkowie zarządu i przyjaciele Leo powinni teraz u niego w domu wysłuchać wszystkich jego żali i namówić go na kompromis, na przykład w postaci dogrania jeszcze jednego sezonu i zaplanowanego pożegnania w maju.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że oficjalnie wiemy tylko dwie rzeczy: Messi wysłał dokument do Klubu wyrażając wolę odejścia, a po spotkaniu w nieustalonym gronie Klub odesłał mu odpowiedź z prośbą o pozostanie. Tymczasem na podstawie tych suchych faktów powstają przeróżne żenujące teorie oczerniające piłkarza, który zmienił historię FC Barcelony i całego futbolu. Co gorsza, nie wymyślają ich strzelający teraz korkami od szampanów kibice Realu czy innego klubu, ale sfrustrowani katastrofalnym sezonem barceloniści. Czy naprawdę ktoś uważa, że Messi nie pożegna się z kibicami i nie wyjaśni powodów swojej decyzji? Polecam trochę więcej wiary w piłkarza, który tyle razy nas nie zawiódł. Warto poczekać na rozwój wypadków zanim wydamy ostateczne wyroki w myśl wyjątkowo głupiego zachowania, które można opisać jako „skrytykuję Messiego by pokazać, że nie jestem zaślepiony na jego punkcie”.
Czy Leo ma prawo teraz odejść? Oczywiście, że tak, zwłaszcza jeśli ma taką klauzulę w swoim kontrakcie. Nie jest już klubowi niczego winny, dług wdzięczności za uratowanie mu przed laty zdrowia spłacił przez ostatnie 15 lat z nawiązką, która przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że coś w nim pękło i ma po prostu dość, nie chce być twarzą dalszego upadku sportowego FC Barcelony, a on akurat jest najmniej winny tego, że przez ostatnie 5 sezonów Barça nie zdobyła Ligi Mistrzów i była z niej eliminowana zazwyczaj w dość spektakularny sposób (za to głównie za sprawą Messiego wygrała w tym czasie osiem krajowych trofeów i w ogóle przechodziła wcześniejsze fazy Ligi Mistrzów). Gdyby nie miał w sobie żadnej sportowej ambicji to podpisałby nowy kontrakt na cztery lata, mieszkał dalej z rodziną w pięknej willi pod Barceloną, przyjeżdżał od czasu do czasu na położony nieopodal stadion by zagrać mecz i po kolejnej klęsce zrobił jakąś smutną minę do kamer, a po zejściu do szatni sprawdził czy na konto na pewno wpadło umówione pięć milionów euro miesięcznie. Argentyńczyk to jednak szalenie ambitny sportowiec, przy czym jego ambicja nie charakteryzuje się kopaniem rywali z frustracji, machaniem rękoma czy klaskaniem przy linii bocznej tylko po prostu czystym graniem w piłkę, najlepiej jak potrafi. Nie może dziwić fakt, że Leo chce uratować kilka ostatnich lat swojej kariery i odejść jako zwycięzca (z futbolu, nie z Barcelony). Nie bez powodu pojawiają się plotki łączące Messiego z Manchesterem City, ponieważ Pep Guardiola bez wątpienia jest w stanie przywrócić najlepszą wersję potwora, którego sam stworzył i który w dodatku za jednym zamachem pogrzebałby te kuriozalne teorie o tym, że nie poradziłby sobie w Premier League.
Najbardziej w tym wszystkim szkoda FC Barcelony, ale postawmy sprawę jasno – winnym obecnego stanu rzeczy są działacze, a nie Messi. To działacze w żenujący sposób roztrwonili zawrotne 222 miliony euro za Neymara i to oni nie potrafili zadbać o właściwych trenerów od przygotowania fizycznego. To oni mieli opłacać firmy oczerniające piłkarzy w social mediach i to z nimi nie chce współpracować wiele klubowych legend. Jeśli ktoś się cieszy, że starzejący się Messi odejdzie i Barça ozdrowi swój budżet płacowy to możecie się mocno zdziwić gdy kolejni sponsorzy będą renegocjować kontrakty, nowi zaproponują o wiele mniej niż by mogli i okaże się, że Messi – dla którego przez ostatnie lata przychodziło na Camp Nou setki tysięcy kibiców i turystów z całego świata – przynosił Barcelonie o wiele, wiele więcej niż wynosił z klubowej kasy. Jeśli dla kogoś jest najważniejsze, żeby Messi nie odszedł za darmo tylko pozostawił po sobie ze sto milionów w klubowej kasie to uprzedzam, że ceny na rynku transferowym pójdą w górę trzykrotnie (tak jak po transferze Neymara) i obecni działacze tę kasę i tak roztrwonią. Jeśli ktoś ma pretensje, że odejście Messiego za darmo zepchnie Barcelonę w jeszcze większy kryzys sportowy to zwracam uwagę, że ten kryzys i okres przejściowy są nieuchronne – gdyby tak nie było to Messi nie byłby uważany za najlepszego w historii. A sam Leo zrobił dla Klubu tyle jako piłkarz, że jest lekką przesadą by teraz oczekiwać od niego transformacji w księgowego i pomocy w ratowaniu klubowego budżetu. Jeśli odejdzie za gotówkę – dobrze; jeśli za darmo – trzeba to uszanować. Pisanie o odejściu za darmo to zresztą nadużycie – Messi zostawiłby klub z niemal miliardowym budżetem i solidnymi podwalinami pod budowę nowego projektu w trzeciej dekadzie XXI wieku.
Messiemu zdarzało się już w przeszłości rezygnować z gry w reprezentacji, a następnie do niej wracać, więc w dalszym ciągu czekamy na to co przyniosą następne dni. Trzeba mieć naiwną nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, ponieważ Leo zwyczajnie nie zasługuje na to by jego ostatnim meczem w koszulce Blaugrany było 2-8 z Bayernem. Może to po prostu finalne uderzenie pięścią w stół by wymóc długo wyczekiwane zmiany w klubowych strukturach? A jeśli stanie się najgorsze i faktycznie za kilkanaście dni zobaczymy Leo na prezentacji w nowym klubie? Wówczas wypada mu tylko życzyć wszystkiego najlepszego na nowej drodze piłkarskiej kariery. Niech będzie szczęśliwy gdziekolwiek przyjdzie mu grać bo szczęśliwego Messiego lubimy oglądać najbardziej. I oby jak najszybciej wrócił do Barcelony odebrać pożegnanie na jakie zasługuje on i my – kibice.