Zlatan Ibrahimovic. Jak to jest możliwe, że piłkarz, który już nie jest częścią naszej drużyny podzielił kibiców Barcelony? Jak to jest, że nie można jednoznacznie wskazać dlaczego jego pobyt w Barcelonie był nieudany? Czy termin “nieudany” jest właściwy? Te oraz wiele innych pytań zdają się krążyć wokół Ibry. Dodatkowej pikanterii, tej dość zagadkowej sytuacji, dodaje atmosfera w jakiej odchodził piłkarz. Transfer do Milanu odbył się przy niemal całkowitym milczeniu ze strony Guardioli i wprost przeciwnie jeśli chodzi o Szweda. Co chwila dało się słyszeć dziwne i dziwniejsze komentarze pod adresem Pepa. Spróbujmy zatem poszukać przyczyn takiego stanu rzeczy.
Niszczyciel autobusów
Zlatan przychodził do Barcelony otoczony niwą sensacji. W ruch poszły gigantyczne pieniądze a w całą operację włączony był Eto’o. Nie będę streszczał szczegółów sagi transferowej bo każdy z nas doskonale wie co się wtedy działo. Ibra miał pomóc Barcelonie powtórzyć sukcesy z poprzedniego sezonu. Mówiło się, że będzie niszczył autobusy parkowane w polu karnym, miał wykonywać rzuty wolne i strzelać bramki głową. Wszyscy liczyli na jego fantastyczne umiejętności techniczne…
Faktycznie pierwszą część sezonu można zaliczyć do dość udanych. Mimo niepełnego przygotowania do sezonu wynikającego z kontuzji ręki, Ibrahimovic ustanowił rekord jeśli chodzi o gole zdobywane w kolejnych meczach przez debiutanta. Co prawda nie pokazywał jeszcze tego, czego od niego oczekiwaliśmy, ale przecież nie było źle. Potem dał nam zwycięstwo nad madryckim Realem, cudowny gol z wolnego przeciwko Saragossie czy wreszcie cudowna asysta przy golu Pedro. Wtedy zacieraliśmy ręce i mówiliśmy: “ho, ho, tak, tak. Zlatan to prawdziwy szatan!”. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze do tego, żeby Ibra stał się integralną i niezbędną częścią drużyny.
Zlatan drepczący...
Niestety przyszedł okres słabszej dyspozycji. Wszyscy widzieliśmy, że Ibra bardzo chce grać i pomagać drużynie. Kiedy obserwowałem jego poczynania na boisku, odnosiłem wrażenie, że cienka nić boiskowego zrozumienia zbudowana między nim, a resztą naszych graczy, pękła. Owszem, Zlatan nadal starał się i próbował tylko wszystko wyglądało, jakby na boisku występowały dwie różne drużyny: FC Barcelona i Szwed. Pozostali piłkarze nadal grali swoją piłkę, zaś Ibrahimovic, który najwyraźniej nie był w stanie poradzić sobie z adaptacją do tego dość unikatowego systemu, swym zachowaniem próbował wymusić, niejako przeciągnąć drużynę, do siebie, do swojego sposobu gry. W tym właśnie momencie rozpoczął się początek końca Ibry w Barcelonie.
Być może nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę zaszło między piłkarzem a trenerem, więc zostało nam gdybanie i snucie teorii. I właśnie tutaj chciałbym przedstawić moją hipotezę tego co zaszło między Pepem a Szwedem. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że Guardiola miał nadzieję rozwiązać problem w sposób podobny, jak to miało miejsce przeszło rok wcześniej z Samuelem Eto’o. Pep wierzył, że szczera rozmowa w cztery oczy pozytywnie wpłynie na gracza i pomoże mu wrócić na właściwe tory. Wydaje się, że przynajmniej dwie takie rozmowy miały miejsce (słynna uwaga Ibry mówiąca o "filozofie", który z nim rozmawiał) w drugiej części sezonu. O ile łatwo sobie wyobrazić, że pierwsza z nich mogła mieć wręcz przyjacielski i serdeczny przebieg, o tyle druga musiała mieć znacznie bardziej zdecydowany charakter. Być może wtedy Pep powiedział mu, “albo się dostosujesz, albo odejdziesz”. Jednak Zlatan nadal nie rozumiał lub nie chciał zrozumieć, o co chodzi w grze Barcelony.
Ujadający agent
Oliwy do ognia dolewał agent Ibrahimovicia, Mino Raiola. Przedstawiciel piłkarza, co jakiś czas "popisywał" się spektakularnymi atakami na trenera. Co prawda niby później przepraszał lub prostował swe wypowiedzi, ale nikt nie miał wątpliwości, co do intencji ich autora. Co gorsza uwagi Raioli nie spotykały się z żadną reakcją ze strony piłkarza. Każdy obyty choć trochę w piłce nożnej wie, że agent to usta piłkarza. Czyżby więc ataki na Pepa (jak choćby ten o chorobie psychicznej Pepa) były w rzeczywistości przejawami frustracji samego piłkarza? Nie ma nic co by zaprzeczyło takiej tezie, co więcej całkowite milczenie Zlatana zdaje się tylko potwierdzać tę hipotezę.
Kibice
Od samego początku osoba Ibrahimovicia podzieliła nas na dwa obozy. Jedni gwałtownie protestowali przeciw jego przyjściu (lub przeciwko odejściu Eto’o) i jego entuzjastów, którzy twierdzili, że Zlatan idealnie pasuje do koncepcji gry Barcelony. Pierwszy obóz wytykał Ibrze ego rozrośnięte do gigantycznych rozmiarów i skłonności do gwiazdorstwa. Drudzy mówili, że Ibra to genialny technik i wykonawca rzutów wolnych, który potrafi się przepchnąć przez najgorszy autobus. Tymczasem Szwed nie zaprezentował nam w pełni, ani jednego, ani drugiego. Nie było oczekiwanych spięć i kłótni, ani fajerwerków i spektakularnych goli.
Polaryzacja kibiców postępowała głębiej. Jedni otwarcie i jednoznacznie źle oceniali postawę reprezentanta Trzech Koron, mówiąc, że piłkarz tej klasy i umiejętnościach powinien sobie poradzić z adaptacją szybciej. Tymczasem inni apelowali o spokój i danie więcej czasu zawodnikowi na "wciągnięcie się" do systemu gry Barcelony, tłumacząc to kolosalną różnicą między poprzednim klubem Szweda, a obecnym.
Potwór czy ofiara?
Kiedy obserwowałem jego grę na początku sezonu i radość jaką prezentował po zdobyciu bramek odniosłem wrażenie, że to co demonstruje jest nie do konca prawdziwe i sztuczne. Nie wiem, czy ktoś prócz mnie również to zauważył, ale cieszynki Szweda były jakieś takie powściągliwe, nie było w nich typowych, dla piłkarskiej radości, emocji. Już wtedy pomyślałem sobie, że coś jest nie tak. Już na początku sezonu coś najwyraźniej drażniło Ibrę. Teraz wracam do tamtych wydarzeń i mądrzejszy o to co stało się później, powoli domyślam się co mogło frustrować napastnika. Zlatan przychodził do nas jako niekwestionowana gwiazda, na którą w Interze dmuchano i chuchano, a do tego co tu dużo mówić, drużyna pracowała na niego. Po przyjeździe do Katalonii okazało się, że tutaj status gwiazd należy się Leo, Xaviemu i Inieście. Samo nazwisko i renoma nie wystarczą, aby wskoczyć na ten piedestał. Mimo to zdawało się, że Ibra podporządkował się i wszystko idzie ku dobremu. Kiedy nadszedł słabszy okres, frustracja znowu dała o sobie znać. Być może Ibrahimović przyczyn swych słabszych występów upatrywał nie w sobie, a w reżimie treningowym i sposobie gry, jaki próbował mu narzucić trener. Być może napastnik postąpił w myśl starej zasady, że najlepszą obroną jest atak. I być może wtedy doszło do spięcia, o którym niezwykle tajemniczo wypowiadał się Guardiola?
Szwed padł ofiarą swego własnego charakteru i oczekiwań, która dramatycznie minęły się z rzeczywistością. Drugim czynnikiem mającym wpływ na jego odejście i towarzyszące temu okoliczności była postawa... Guardioli. Okazało się, że nasz trener chyba niezbyt dobrze radzi sobie z piłkarzami o wyrazistych osobowościach. Ibra nie jest osobą łagodną, jak Maxwell, ani posłuszną jak Iniesta. Brakuje mu skromności Messiego i spokoju Creusa. Już wcześniejsze rozstanie z Ronaldinho oraz oddanie Eto’o świadczyły o tym, że nasz trener nie nauczył się postępować z tego typu ludźmi.
Potwór czy ofiara? Odpowiedź na to pytanie jest chyba taka: ani jedno, ani drugie. Zlatan dołącza do długiej listy piłkarzy, którzy z różnych powodów nie zagrzali miejsca w Barcelonie. W jego przypadku sytuacja nabrała charakteru spektakularnego, ba nawet w pewnym momencie zaczęła przypominać kiepskiej jakości telenowelę. Nie sądzę, że można mówić o czyjejś winie za zaistniałą sytuację. Koniec końców ostateczna decyzja, co do przyszłości zawodnika leżała w rękach Guardioli, który najwyraźniej nie widział szansy na wydobycie ze Zlatana tego, co najlepsze. Czy Ibra zasłużył na jeszcze jedną szansę? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi, bowiem Guardiola najwyraźniej nie należy do ludzi, którzy łatwo zmieniają raz podjętą decyzję. Być może Ibrahimović w ostatnich dniach swego pobytu w Barcelonie próbował osiągnąć porozumienie z trenerem, jednak ten już nie chciał z nim rozmawiać.