Konferencję prasową Bartomeu można podsumować tytułem: "Nie zrobiliśmy niczego złego". Historia się powtarza, podobnie było w końcu przy sprawie Neymara, przy godzinach meczów, przy Grada d'Animacio, przy Boixos Nois, przy kupnie stopera, przy Abidalu, Guardioli, Cruyffie, przy pozwie przeciwko Laporcie, przy strachu przed Florentino... Zero autokrytyki. Wszystko to spowodowała "czarna ręka" nękająca Barcelonę przy wielu różnych okazjach. Źródła klubowe mówią, że gdy poznamy nazwiska oskarżonych, z wrażenia opadnie nam szczęka. Cóż, przynajmniej zostaliśmy poinformowani, bo mamy wrażenie, że zachowanie zarządu jest zupełnie dziecinne i niezrozumiałe. Niech to, co przyniosło nas w to miejsce, a mianowicie sankcje FIFA, pomoże czytelnikowi w zrozumieniu bałaganu panującego w klubie. Spróbujmy pokazać sytuację w taki sposób, aby umożliwić zrozumienie tego, dlaczego Bartomeu wczoraj bez przerwy odbijał piłeczkę...
Gdy 5 lutego 2013 roku FIFA po raz pierwszy wysłała zapytanie ws. Koreańczyka Lee, Bartomeu był wiceprezydentem klubu ds. sportowych za rządów Sandro Rosella. Tradycyjne już trzymanie wszystkiego w tajemnicy, wprowadzone przez byłego prezydenta i wspierane przez obecnego, sprawia, że żaden z członków zarządu nie ma pojęcia o sytuacji. Cóż - tak samo jak w sprawie Neymara. Departament prawny powinien był zostać poinformowany o całej sytuacji i powinien był przygotować odpowiednią odpowiedź na skargę FIFA. I, co oczywiste, nie został poinformowany, więc nie mógł też przygotować odpowiedzi. Dyrektorzy są świadomi tego, że złamano prawo, ale nie mogą przygotować informacji na temat każdego piłkarza, odnośnie którego doniesień żąda FIFA, ponieważ nie mogli udokumentować, więc i klub nie mógł się wybronić, co doprowadziło do wprowadzenia sankcji. O tym również żaden z członków zarządu się nie dowiaduje. Nikt nie zajmował się sprawą na poważnie aż do środy, gdy afera wypłynęła na światło dzienne. W międzyczasie Bartomeu zdążył zostać prezydentem klubu.
Wczoraj Bartomeu bezpośrednio oskarżył Katalońską Federację Piłkarską (FCF) o dostarczanie licencji piłkarzom, którzy nigdy nie powinni byli ich otrzymać. Oczywiście, ci odpowiedzialni za ten proceder powinni wystąpić! Prawo jest prawem, ale jeśli spojrzymy w innym kierunku... W okresie, o którym mówimy, reprezentantem klubu w Katalońskiej Federacji Piłkarskiej był ówczesny dyrektor ds. futbolu młodzieżowego, Jordi Mestre, który obecnie jest wiceprezydentem klubu ds. sportowych. Mestre doskonale wiedział o istnieniu przepisu, który był łamany przez Barçę, bo wielokrotnie naciskał na sekretarza generalnego FCF, Alberto Bazę, w sprawie przyznania licencji piłkarzom, którzy nie mieli pełni dokumentów wymaganych przez FIFA. A, jak wszyscy wiemy, Barcelona ma wielką siłę... Tymczasem prezydent FCF, Andreu Subies, siedzi cicho jak mysz pod miotłą. Czeka na rozkazy. Z jednej strony działa z ramienia RFEF, od której jest zależny i z którą prowadzi interesy, a z drugiej strony z Barçą, która posadziła go na prezydenckim stołku i z którą zawsze był powiązany. Jordi Mestre nie skalkulował ryzyka, nie poinformował zarządu o ewentualnych karach i nawet nie postarał się dowiedzieć tego, jaka kara grozi Barcelonie.
Jordi Mestre i Josep Maria Bartomeu mieli w swoim mieszkaniu bombę i nawet nie spróbowali jej rozbroić. Skończyło się tak jak się skończyć musiało - bomba wybuchła. Dzisiaj obaj są odpowiedzialni za projekt sportowy klubu, za odnowienie zespołu, za transfery w obie strony, które będą fundamentami przyszłych sukcesów Barçy. Socios ocenią, czy po tym co zobaczyli, uważają, że ta dwójka jest w stanie dobrze poprowadzić ten proces.
W międzyczasie Toni Freixa, z ramienia klubu, sprawę obrony klubu w FIFA i Trybunale Arbitrażowym powierzył bardzo szanowanym prawnikom José Juana Pintó Sali i Juanowi de Dios Crespo. W tym momencie wszyscy w zarządzie przygotowują się do jutrzejszego referendum i - co oczywiste - odbijają piłeczkę. I używają La Masii jako wymówki - nie będzie ona nadal wzorem bez niepełnoletnich, szesnatoletnich obcokrajowców? Cóż za brak szacunku do ludzi, którzy tam pracują! Wszędzie spiski. I nic się nie dzieje. Tak będzie aż do 2016 roku. Bez komentarza.