Tak. Już wiem co będzie dalej. Teraz powiedzą nam, że wciąż możemy wygrać ligę. Że wciąż powinniśmy w nich wierzyć. Że za to wszystko, co dla nas zrobili, zasługują na wiarę. Że zasłużyli na więcej. I że taki jest futbol.
Jednakże ich wiarygodność coraz bardziej się zmniejsza. Stopniowo. Wiarygodność ich wszystkich. Rozpoczynając od zarządu, przechodząc przez dyrektora sportowego, trenera i w końcu piłkarzy. Wszyscy są winni obecnej sytuacji. Sandro Rosell za chęć bycia dyrektorem sportowym. Bartomeu i obecny zarząd za to, że nie podali się do dymisji, gdy była na to pora. I dyrektor sportowy, ponieważ nikt nie wie, co on robi.
I Tata Martino. Za przybycie do Barcelony na wakacje. Za kompletny brak chęci wejścia w środowisko Barçy. Za nie szukanie doskonałości w swojej pracy - nie mówiąc już o rezultatach - tak jak robili to jego poprzednicy. I za zamknięcie się w sobie, gdy zobaczył, że stracił kontrolę nad szatnią i że rządzą nią piłkarze.
I zawodnicy. Zrozumiałe, że po odejściu Guardioli, po którym byli wykończeni zarówno fizycznie jak i mentalnie, chcieli mieć przerwę. Ale nie mogą pozwolić sobie na dwuletnią przerwę. Nikt nie rozumie zaniedbań poczynionych w ostatnich miesiącach. Nie można wiecznie odcinać kuponów. Nie można żyć z myślą, czego to się nie zrobiło dla klubu w przeszłości. Piłkarze mówią, że są z Tatą na śmierć i życie. Nic dziwnego. Niewielu trenerów pozwoliłoby im na tak niski poziom pracy oraz tak mocne rządzenie szatnią.
Nie wiem, czy skończył się cykl. Nie wiem, co się skończyło. Obawiam się tylko, że kończy się cierpliwość kibiców. To właśnie to muszą zrozumieć Bartomeu i jego dyrektorowie. Muszą zrozumieć, że nadszedł czas na zmianę kierunku. Trzeba więc trzymać kciuki za to, żeby FIFA zdjęła transferowy zakaz. Jeśli nie... Aż boję się pomyśleć, co może się wydarzyć w przyszłym sezonie.
Powyższy felieton został napisany przez Josepa Capdevillę, dziennikarza katalońskiego Sportu.