“Telefónica*? Tak? Proszę pani, proszę mnie nie rozłączać, mam tego po dziurki w nosie! Jak to możliwe, że odcina mi linię? Wie pani co się dzieje?”
“Hałas? Wojny medialne? Brudne interesy? Caverna? Madryt? Palec Mou? Chłopie, nie męcz mnie! Rozmawiaj ze mną o futbolu! Mówmy o tym, jak przygotujemy się, aby wygrać następne spotkanie i zostaw w spokoju te bezsensowne historie! Po co opowiadasz mi o tym, że ta gazeta pisze to, czy tamto? Nie obchodzi mnie to!”
Tito Vilanova. Chory na futbol. Jego pasja. Jego obłęd. W szkółce Barcelony, we wszystkich drużynach, w których grał, a także gdy piastował pozycję trenera, czy dyrektora sportowego. I oczywiście na ławce jego Barçy, gdzie, niczym dziecko, cieszył się z tego wspaniałego sportu. Codziennie ucząc się, nauczając, rozmawiając, słuchając, ciesząc się, cierpiąc... futbol, futbol, futbol, futbol. Emanował taką pasją, że dla każdego, kto podzielał jego obsesję na punkcie piłki nożnej, każda minuta rozmowy była niczym święto. I niech nikt nie myśli, że ta anielska twarz i nieśmiałe usposobienie powstrzymało go przed przystąpieniem do piłkarskiego wyścigu z mentalnością mistrza!
Pragmatyczny, bezpośredni, z intuicją jak nikt inny, Tito cieszył się z pełnienia funkcji asystenta i tego najbardziej odpowiedzialnego za ławkę na Camp Nou z taką samą naturalnością i nadzieją, jaką odczuwają trenerzy dziewięciolatków.
“Ciężko? Chłopie, ciężko mają ci, którzy nie mają pracy, nie mają jak nakarmić swoich dzieci! Ja mam łatwiej…”, ujawnia swój spokój, delektując się ślimakami. Kolejna pasja. Ślimaki przygotowane przez jego matkę, najlepsze. Ślimaki i jeże morskie.
“Telefónica? Tak? Proszę pani, proszę mnie nie rozłączać, mam tego po dziurki w nosie! Jak to możliwe, że odcinacie mi linię? Wie pani co się dzieje?” Gdy Tito przebywał w Nowym Jorku walcząc z chorobą, myślał o zwycięstwie w Lidze i 100 punktach. Prowadził rozmowy z Jordim Rourą, z Xavim, z Puyolem, z Iniestą i ze wszystkimi, którzy akurat nie spali. Ludzie z Telefónici zobaczyli tak wysokie obciążenia, że uznali, że nikt nigdy nie weźmie na siebie takiej faktury. Odcięli linię a Tito się wkurzył. Dla Barcy, swojego klubu, oddałby wszystko.
Taki był Tito. Z piłką i z jego “chłopie, nie drażnij mnie!”. Oczekujący na Barçę, bo gra jutro mecz.
*Hiszpańska sieć telefoniczna