Barcelona remisuje na Camp Nou
Spotkanie rozpoczęło się smutnym akcentem - minutą ciszy na cześć zmarłego, oraz rozwinięciem sektorówki z wizerunkiem byłego szkoleniowca Blaugrany. Melancholia, smutek w oczach, zaduma. Chwilę potem cisza zostało rozerwana okrzykami na cześć Vilanovy. Na początku nieśmiałymi, potem już głośnym, ogłuszającym wręcz zlepkiem krzyków. FORZA TITO! PER SEMPRE ETERN, TITO! Piłka znalazła się na środku boiska, mecz się rozpoczął.
Gerardo Martino wystawił na spotkanie pierwszy garnitur zdrowych piłkarzy, najlepszą dostępną Once de Gale. Dostępną, to w tym wypadku słowo klucz. Na boisku nie mogli pojawić się następująco: Victor Valdes, Gerard Pique, Jordi Alba, Neymar i Carles Puyol, czyli aż pięciu zawodników podstawowego składu. Aha, kontuzjowany jest też dos Santos, jeżeli ktoś bierze jego obecność w składzie na poważnie. Mogli natomiast wystąpić, i wystapili już od pierwszej minuty: Pinto, Adriano, Bartra, Mascherano, Alves, Busquets, Iniesta, Xavi, Messi, Pedro i Alexis.
Na początku meczu najaktywniejsza była lewa strona boiska - Adriano, Iniesta i Pedro byli w pierwszych minutach zdecydowanie bardziej widoczni niż Xavi, Alves i Alexis. Po pierwszych 20 minutach ciężko było ocenić występ Messiego: z jednej strony był prawie niewidzialny, a z drugiej - każdy z jego rzadkich kontaktów mógł skończyć się bardzo groźnie, oczywiście dla drużyny gości. Sytuacja odwróciła się diametralnie po wydarzeniach między 21. i 26. minutą - najpierw w 26., po świetnej akcji Messiego, ze swojej szansy nie skorzystał Pedro, w 23. Argentyńczyk rozpocząl akcję oddaniem piłki do Xaviego, który z kolei świetnie podał futbolówkę Alvesowi, który w drugie tempo zwrócił piłkę Messiemu, który to technicznym strzałem umieścił ją w siatce. Już trzy minuty później Atomowa Pchla popisał się fe-no-me-nal-nym prostopadłym podaniem do Pedro ale niestety, Pedrito nie zdecydował się na oddanie piłki Alexisowi i zmarnował idealną sytuację do zdobycia drugiego gola.
“Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić” - ulubione powiedzenie Darka Szpakowskiego było dziś aż nadto aktualne. W całym meczu duet Alexis - Pedro zmarnował masę okazji, a piłkarze Levante swoje wykorzystali świetnie. W 37. minucie po kuriozalnym (to naprawdę trzeba zobaczyć) rzucie wolnym i błędzie Pedro, Pinto został pokonany przez Lafitę.
Prawdziwy koncert rozegrał dziś Leo Messi, który po przerwie wskoczył na jeszcze wyższy poziom: strzały z dystansu, dryblingi 1 na 1, dośrodkowania, przechodzenie kilku przeciwników na raz - spokojnie można powiedzieć, że gdyby nie on to Barcelona byłaby w jeszcze większych opałach.
W 65. minucie Tata Martino zdecydował się na ofensywną zmianę i w miejsce Mascherano wprowadził Cesca. Pomocnik zaraz po wejściu miał kluczowy udział przy golu golu Alexisa Sancheza w 67 minucie, a chwilę później sam mógł zdobyć bramkę.
Po ponownym wyjściu na prowadzenie, Tata Martino dokonał jeszcze dwóch zmian: Alex Song wszedł za dobrze dysponowanego dzisiaj Xaviego, a w samej końcówce spotkania na murawę wybiegł Cristian Tello (czyli jednak żyje!). O ile zejście Mascherano zupełnie rozkleiło obronę, ale pozwoliło zdobyć gola, to zejście Xaviego i wprowadzenie Songa nie przyniosło absolutnie żadnych pozytywów, a pozbawiło drużynę spokoju. Skutek był łatwy do przewidzenia - piłkarze Getafe powinni strzelić już w 80. minucie, jednak piłę złapał Pinto. Sztuka ta nie udała mu się natomiast w czasie doliczonym, kiedy ponownie tego dnia przechytrzył go Lafita.
Kolejna strata punktów i kolejny mecz bez błysku. Na szczęście, sezon już się kończy.