W dniu dzisiejszym, po trzech latach gry w Barcelonie, opuszcza nas naprawdę wspaniały piłkarz. Może Alexis to nie crack na miarę Luisa Suareza, jednak na pewno nie można mu odmówić charakteru, zaangażowania i pasji, z jaką reprezentował bordowo-granatowe barwy. Uznałem, chyba słusznie, że koniec jego przygody z Barçą to ostatnia okazja, żeby zaznajomić się z jej początkiem. Zachęcam do lektury.
[...]
Alexis Sánchez urodził się 19 grudnia 1988 roku w Tocopilla w Chile. Mieszkał w domu, gdzie ściany zrobione były z błota, a za podłogę musiała wystarczyć natomiast uklepana ziemia. Jego rodzina była tak biedna, że nie mogła sobie pozwolić nawet na kupno butów do gry w piłkę, którą Alexis kochał od urodzenia. Uczył się grać w futbol na kamienistym boisku, musiał grać na boso - stąd też wziął się jego charakter tyczny styl biegania. W swojej wiosce był podziwiany za umiejętności technicznie, jednak uchodził też za nielubiącego rozmawiać z ludźmi introwertyka. Był zamknięty w sobie i nieufny wobec obcych. Do dziś jest skromnym chłopakiem, który nie lubi udzielać się w mediach. Sława go męczy, a że jest nieśmiały, woli ‘rozmawiać' na boisku. Jego tata był wielkim fanem Barcelony, od zawsze marzył by jego syn przywdział bordowo-granatowy trykot. Ojciec piłkarza zmarł w maju 2011 roku, przed jego śmiercią, Alexis obiecał, że spełni jego i zarazem swoje marzenie i zagra kiedyś na Camp Nou. Okazja przyszła nadspodziewanie szybko.
Po fantastycznym sezonie 2010/11 Sáncheza chciała cała piłkarska Europa, w tym rzecz jasna Barcelona. Problemem były pieniądze. Zarówno Manchester City, United, jak i Chelsea oferowały za Chilijczyka więcej aniżeli Barça, ku uciesze Udinese, które na sprzedaży swojego cracka chciało zarobić, jak najwięcej. Problemem dla włodarzy włoskiego klubu był jednak... sam Alexis, który zabronił jakichkolwiek negocjacji z innymi klubami, bowiem jego celem była Barcelona. Dał również słowo włodarzom Blaugrany i obiecał, że postara się ułatwić rozmowy pomiędzy zainteresowanymi klubami. Doskonale wiedział, że przyjmując oferty Chelsea czy Manchesteru zarobiłby znaczniej więcej, jednak pieniądze nie były najważniejsze. Istnienie znacznie korzystniejszych finansowo ofert potwierdził później oficjalnie na jednej z konferencji, Josep Maria Bartomeu. Trafił do Barçy będąc najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Wiedział, że spełnił marzenie zmarłego ojca. Był dumny wychodząc po raz pierwszy na murawę Camp Nou i całując herb Klubu dla którego będzie grał w kolejnych latach.
[...]
Powyższy tekst jest fragmentem felietonu opublikowanego na łamach fcbarca.com 20 lutego 2013. Całość, poświęconą ówczesnej formie Chilijczyka znajdziecie tutaj.