Ben Lederman - jak na ucznia słynnej akademii piłkarskiej, La Masii, przystało - każdego dnia wstaje wczesnym rankiem, aby szybciej skończyć zajęcia w szkole i pójść na trening piłki nożnej. Większość swojego czasu spędza w miejscu, w którym od czasu do czasu spotyka takie gwiazdy piłkarskie światowego formatu, jak Leo Messi.
Jednak Lederman, którego cała rodzina przeprowadziła się z Kalifornii do Barcelony w 2011 roku mając nadzieję na to, że chłopiec zostanie kiedyś pierwszym Amerykaninem grającym w barwach blau y grana, nie może występować w oficjalnych meczach drużyn młodzieżowych La Masii od ponad roku. Kiedy FIFA wiosną ubiegłego roku nałożyła na klub zakaz rejestracji nowych graczy za nielegalne, międzynarodowe transfery młodzieży, jednym z najmniej poruszanych wówczas aspektów w całej sprawie był los tych utalentowanych zawodników. W niejednym przypadku okazało się, iż po oddaleniu się o kilka tysięcy kilometrów od domu, unieważniano piłkarzowi kartę zawodniczą (lub uniemożliwiano jej odnowienie), gdyż kluby i federacje nagle zaczęły zwracać uwagę na przepisy, które przez lata ignorowały.
To wprawiło zawodników, takich jak Ben, i ich rodziny w spore zakłopotanie. 15-latek wciąż trenuje ze swoimi kolegami, jednak nie ma zezwolenia na granie z nimi w oficjalnych meczach. Po miesiącach spędzonych na składaniu różnych apelacji do FIFA (z których wszystkie zostały odrzucone), Ledermanowie rozważają wdrożenie w życie zupełnie nowego podejścia do sprawy, czyli przedstawienia całej sytuacji Trybunałowi Arbitrażowemu ds. Sportu.
"To go zabija" - mówi ojciec Bena, Danny Lederman, o zakazie występowania jego syna w oficjalnych meczach. "I jako ojca, zabija to także mnie, ponieważ muszę obserwować go w tym stanie". Rok przerwy w grze? Piłkarze, a zwłaszcza dzieci, muszą grać, aby się rozwijać; on trenuje, trenuje, trenuje, ale nie może grać. To nie w porządku".
Dodaje: "Rozumiem, że zasadę tę stworzono, aby chronić dziecko przed rozłąką z rodziną, jednak w naszym przypadku wspólnie podjęliśmy decyzję, aby w całości przeprowadzić się do Hiszpanii. Dlaczego FIFA ma kazać naszej rodzinie gdzie ma mieszkać, skoro chcemy tylko, aby nasze dziecko grało w piłkę?"
To jest główna linia obrony Ledermanów i innych rodzin przeciwko czemuś, co znane jest oficjalnie jako artykuł 19 kodeksu FIFA o statusie i transferach zawodników. Przepis, który wszedł w życie w 2001 roku, ma klarowne intencje. Był bowiem szeroko stosowany, aby uniemożliwić agentom i klubom sprowadzanie dzieci z mniej zamożnych, pozaeuropejskich krajów na Stary Kontynent, na masowe testy (przed jego wprowadzeniem bardzo często miały miejsce sytuacje, w których po nieudanych testach, takich zawodników zostawiało się na pastwę losu - przepis miał temu przeciwdziałać). W skrócie, artykuł 19 mówi o zakazie rejestracji piłkarzy poniżej 18 roku życia w kraju innym niż ojczysty.
FIFA przewiduje 3 wyjątki od tej reguły:
- Jeśli rejestrowany gracz mieszka w odległości nie większej niż 50 kilometrów od granicy państwa, w którym zarejestrowany jest nowy klub, przy jednoczesnej tej samej odległości od tej samej granicy z pozycji klubu, czyli maksymalna odległość między klubem, a miejscem zamieszkania gracza nie może przekroczyć 100 kilometrów;
- Jeśli rejestrowany gracz w momencie przenosin do klubu z zagranicy ma ukończone co najmniej 16 lat;
- Jeśli rodzina zawodnika przenosi się do innego kraju z powodów "niezwiązanych z futbolem".
Zwłaszcza ostatni punkt był przedmiotem sporej debaty - co tak właściwie stanowi "związek"?. W rzeczywistości, z wywiadów z rodzicami, trenerami i urzędnikami wynika, iż przed nałożeniem sankcji na FC Barcelonę, większość krajowych federacji traktowała ten przepis po macoszemu i stroniła od utrudniania życia klubom i zawodnikom. Egzekwowanie przepisu odbywało się sporadycznie, w dodatku zazwyczaj na korzyść klubu.
Przepis traktowano jako martwy, a na polu transferów niepełnoletnich zawodników panowała wolna amerykanka. Według jednego z piłkarskich menedżerów, wielkie kluby importowały młode talenty z całego świata, często kusząc ich "prekontraktami" lub innymi finansowymi bonusami dla ich rodzin. Nawet sam Lionel Messi dołączył do klubu na podobnej zasadzie, bowiem w wieku 13 lat został sprowadzony po tym, jak FC Barcelona zgodziła się pokryć koszty leczenia go hormonem wzrostu.
Jeden z wysoko postawionych katalońskich urzędników związanych z piłką nożną, mówiąc anonimowo (urzędnikom zakazano publicznego wypowiadania się w tej sprawie) stwierdził, że polityką federacji rządziła błoga nieświadomość. Kluby dostały nawet informację, że - już po nałożeniu sankcji na Barcelonę - przepisy zaczęłyby "być w 100% prawidłowo egzekwowane" od marca 2015 roku.
Oficjel kontynuuje: "Przed zakazem od FIFA, po prostu pozwalaliśmy grać każdemu i to wszystko. Prosiliśmy oczywiście o wszystkie stosowne dokumenty, jednak nie byliśmy zbyt srodzy w kontrolowaniu ich."
Oriol Sala, który prowadzi w Hiszpanii prywatną akademię piłkarską znaną jako Kaptiva niegdyś powiedział, że zwykł nawet powiadamiać rodziny dobrze obiecujących zawodników, że gracz zostanie z łatwością zarejestrowany, gdy tylko będzie się dobrze prezentował na meczach i treningach. Stwierdził również, iż od momentu ukarania FC Barcelony, "musiał zmienić się jego cały model biznesowy".
"Mamy podwójne sesje treningowe, wykwalifikowanych trenerów i dobre warunki do rozwoju", mówi o swoim projekcie, który kosztuje zainteresowane rodziny około 25 tysięcy euro za dziecko, wraz z zakwaterowaniem. Dodaje jednak: "nie oferujemy już kart zawodniczych. Nie możemy".
Raptowna zmiana ze strony klubów i federacji nie chcących narażać się Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej postawiła wiele rodzin w trudnej sytuacji. Cintia Cuperman, doktor z Miami, zabrała swoich dwóch synów do Hiszpanii w 2013 roku. Jeden z nich, Nico, dobrze poradził sobie na testach i został przyjęty do programu 'Barcelona Escola', która jest lokalnym odpowiednikiem szkółki piłkarskiej klubu. Nico wyróżniał się na tyle, że wkrótce dołączył do kolejnego klubu, gdzie został oficjalnie zarejestrowany i zaczął grać w meczach.
W lutym, po odrzuceniu apelacji Barcelony w sprawie nałożonych sankcji, karta Nico została zawieszona. "Nagle klub zaczął prosić o 10 różnych rodzajów dokumentacji, zażądał dowodu mojego zatrudnienia i innych dziwnych rzeczy" - powiedziała Cuperman. "Byłam zszokowana. Kiedy po raz pierwszy rejestrowaliśmy Nico, widziałam na formularzach miejsca poświęcone tym dokumentom, jednak pracownicy klubu powiedzieli: 'proszę to opuścić, nikogo to nie interesuje'."
Z braku laku, po stracie karty, Nico wrócił do Stanów Zjednoczonych.
Takie rzeczy dzieją się nie tylko w samej Hiszpanii. Syn Art Acosty, George, gra dla reprezentacji USA U-15. W tym roku pojawiła się jednak informacja, jakoby Amerykański ZPN uważał Georga za zawodnika topowego argentyńskiego klubu Estudiantes de la Plata.
W rzeczywistości, według Art Acosty, jego syn tylko trenował w drużynach młodzieżowych Estudiantes, grając jednak dla drugiej drużyny, do reprezentowania której nie wymagano zgody FIFA przy rejestracji. Widząc problemy związane z rejestracją młodych piłkarzy w Europie, zdecydował się szukać klubu dla syna na południu. Pomyślał, że będzie łatwo. Szybko okazało się jednak, że tak nie jest. "Przed tym całym zamieszaniem luki w przepisach były wszędzie, zawodnik mógł grać gdzie chciał. Teraz to dosłownie niemożliwe" - dodaje.
W czasie, gdy FIFA musi mierzyć się z innym kryzysem, szanse na rychłą zmianę artykułu 19 są dość małe. Istnieją bowiem pewne logistyczne problemy związane z tym punktem regulaminu - ciągnące się latami procesy mogłyby być skracane w przypadkach mniej zagmatwanych spraw - i faktyczny moment skorygowania przepisu jest ciężki do przewidzenia.
Lucas Ferrer, znany prawnik pracujący w Barcelonie specjalizujący się w kwestiach sportowych, który w sprawach związanych z artykułem 19 współpracował m.in. z Barceloną, powiedział, że jest sceptyczny co do szans wywalczenia czegoś w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu. "Nie sądzę, że to zadziała. Ten przepis został zatwierdzony wiele razy, a sam CAS również wielokrotnie potwierdzał go w sprawach tego typu." - komentuje i po chwili dodaje: "Jedyną szansą na zniesienie tego przepisu jest dyskusja z FIFA lub walka w sądzie."
Legalna droga wymaga co prawda odpowiednich możliwości, jednak na ten moment, różne rodziny dotknięte sytuacją stosują różne podejścia. Niektóre, jak Cuperman z synem, poddały się i wróciły do domu. Pozostałe wciąż mają nadzieję; pewien ojciec, którego syn czeka na rozpatrzenie apelacji odmówił komentarza na potrzeby tego artykułu, ponieważ chciał "uniknąć problemów" z FIFĄ, która mogła zareagować na jego wypowiedzi negatywnie. "Mamy nadzieję, że kiedyś dostaniemy od nich odpowiedź" - powiedział.
Ledermanowie póki co nigdzie się nie wybierają. Starszy brat Bena, Dean, jest w ostatniej klasie szkoły średniej w Barcelonie i rodzina nie chce po raz kolejny zmieniać miejsca zamieszkania, dopóki nie ukończy szkoły. "Zapuściliśmy już tutaj głębokie korzenie, znaleźliśmy pracę, zdobyliśmy wizy" - mówi Danny Lederman. "Wspólnie wybraliśmy życie tutaj i chcemy pozostać rodziną. To wszystko jest frustrujące."
Gdyby Ben Lederman był obiecującym muzykiem lub utalentowanym tancerzem, jak twierdzi ojciec, nie byłoby nawet pytania czy jego rodzina przeprowadziła się na drugi koniec globu, aby zapewnić synowi lepsze warunki w postaci współpracy z najlepszymi nauczycielami na świecie. W futbolu jest jednak inaczej. Rodzina piłkarza nie może tak po prostu zdecydować w którym kraju będzie grał ich syn. FC Barcelona co prawda zaoferowała Ledermanom wsparcie w tej walce, jednak po przegraniu swojej apelacji niewiele może już zrobić.
Lucas Ferrer w rozmowie wspomniał również o rodzinie, z którą nie tak dawno współpracował przy sprawie związanej z artykułem 19. Było w niej dwóch chłopaków, obaj byli utalentowanymi sportowcami. Jeden z nich grał z koszykówkę, drugi w piłkę nożną.
"Ten, który grał w koszykówkę, codziennie chodził na treningi, uczył się od trenerów, grał w różnych meczach"
W tym momencie westchnął. "A ten drugi? Ten drugi całe dnie spędzał płacząc w domu".