Spektakl
Jeśli dla kogoś z nas sobotnie El Clasico było szczytem możliwości tej drużyny, dziś każdy ewentualny niedowiarek został sprowadzony na ziemię. Z impetem. Ta drużyna nie ma ograniczeń. Sky is the limit. Roma została rozjechana boleśniej niż w Pucharze Gampera w sierpniu, a samo spotkanie w gruncie rzeczy wyglądało właśnie tak, jak gdyby gra toczyła się o pietruszkę, a najważniejsze było "show" dla kibiców. Ci z pewnością je otrzymali. Duma Katalonii rozbiła podopiecznych Rudiego Garcii 6:1 po dwóch trafieniach Messiego, dublecie Suareza oraz golach Pique i Adriano. Honorową bramkę dla gości zdobył w ostatnich sekundach Edin Dzeko.
Tym razem nie będę rospisywał przebiegu meczu minuta po minucie. Każdy, kto nie miał sposobności obejrzeć tego pojedynku od pierwszej do ostatniej minuty powinien jak najszybciej nadrobić zaległości. To nie była Barcelona klepiąca piłkę wszerz boiska w strefie obronnej czy w najlepszym wypadku w środku pola, nie zdobywając przy tym ani metra terenu. Ta Barcelona niszczyła defensywę Romy na wszystkie możliwe sposoby: ruchliwością, grą bez piłki, szybką klepką, odegranią na 1-2 kontakty, akcjami indywidualnymi, błyskawicznymi przerzutami czy piłkami prostopadłymi. Duma Katalonii dosłownie wchodziła jak w masło w defensywę (sześcio-, a momentami nawet ośmioosobową) Romy, a Pique czy Suarez przy pierwszym golu w zasadzie wchodzili z piłką do bramki.
Oczywiście Barcelona zaprezentowała znacznie szerszy wachlarz zagrań. Bramkę na 2:0 należałoby oprawić w ramkę i powiesić nad łóżkiem, by móc się tym dziełem delektować w każdej możliwej chwili. Piłka krążyła między Neymarem, Suarez i Messim od nogi do nogi. Można byo odnieść wrażenie, że to tylko zabawa na treningu między pachołkami. W końcu w polu karnym znalazł się najlepszy piłkarz świata (chyba jednak powinienem sprecyzować, że chodzi o Leo, gdyż po ostatnich wyczynach Neymara i Pistolero można mieć co do tego pewne wątpliwości) i w swoim "starym" stylu mięciutko przerzucił futbolówkę nad Szczęsnym prosto do siatki.
Swojego drugiego gola Leo zdobył mniej spektakularnie, choć znów swój udział przy jego trafieniu zanotowali koledzy z ataku. Neymar dogrywał z lewej strony, Suarez już z obrębu pola karnego (lub też nieudanie strzelał?), a La Pulga na raty, za drugim razem z metra wepchnął piłkę do bramki. A całą akcję zaczął... sam Argentyńczyk, migiem wznawając grę z rzutu wolnego za pomocą przerzutu na lewe skrzydło do Brazylijczyka.
Neymar tym razem do siatki nie trafił, choć koledzy starali się, by zapisał na swoim koncie kolejnego gola. Messi nie pierwszy zresztą raz oddał mu nawet rzut karny. Ney koncertowo go jednak zmarnował, strzelając bez rozbiegu, czytelnie. Do odbitej przez Szczęsnego futbolówki dopadł jednak Adriano i potężnym uderzeniem z woleja pod samą poprzeczkę zrobił to, czego z jedenastu metrów nie dokonał jego rodak - pokonał portero Romy.
Jeszcze bardziej spektakularne trafienie od bomby obrońcy Barcelony zaliczył Luis Suarez w 44'. Centrę Neymara z lewej strony głową za krótko wybił Manolas. Ta spadała na 15 metr pod nogi Pistolero. Urugwajczyk nie namyślał się długo i złożył się do efektownego woleja, przy którym Szczęsny wyciągnął się jak długi, a i tak nie zdołał sparować uderzenia.
W ostatnich sekundach meczu za zmarnowaną dzisięć minut wcześniej jedenastkę (ponownie golkiper okazał się górą w starciu z napastnikiem) zrehabilitował się Edin Dzeko. Bośniak wygrał pojedynek powietrzny z Vermaelenem i skutecznie sfinalizował dokładne dosrodkowanie Digne z lewej flanki.
Na kolejny spektakl po cichu liczymy w sobotę, kiedy na Camp Nou zawita - już bez Davida Moyesa, ale za to z dobrze nam znanym Eusebio - Real Sociedad. Początek tego spotkania o 16:00.